Alek S.
/ 31.221.45.* / 2015-09-19 04:05
Business Centre Club - hucpiarska maszynka do zarabiania pieniędzy na snobistycznych "biało-skarpetkowych" biznesmenach, wymyślona w 1990 roku przez trio dziennikarskie(!) Chojna-Goliszewski-Mordasewicz. Ten pierwszy zresztą w dziwnych okolicznościach został zamordowany w 2007 roku. Klub biznesmenów pobierał od swoich, nomen-omen, członków, od kilku tysięcy złotych rocznie wzwyż, za kartę członkowską, która w gruncie rzeczy uprawniała ich do wstępu do siedziby klubu na Pl. Żelaznej Bramy w Warszawie i posadzenia sempiterny na fotelach skórzanych koloru brąz.
Wszystko inne było już płatne. Ad meritum. Pan Gomółka dziwnie zająknął się przy okazji tematu bezrobocia. Nie jest wygodnym dla niego stwierdzenie, że głównym powodem, dla którego takie gremia jak BCC chciałyby widzieć w Polsce milionowe rzesze imigrantów, jest tworzenie konkurencji dla ludności miejscowej, co przekłada się na mniejszą tzw. presję płacową. Czyli - nie chcesz robić za tysiąc dwieście, za bramą czekają inni. Ten pseudo-ekspert nie mówi jednego - jeśli Polska rzeczywiście będzie się rozwijać, w ogólnej produkcji będzie rosła liczba produktów, które wymagają mniej nakładów roboczych, a więcej kapitałowych. Prostym przykładem niech będzie zbijanie palet młotkiem i gwoździem, w porównaniu do obrabiania drewna za pomocą obrabiarek numerycznych.
W miarę rozwoju rośnie automatyzacja, rośnie też migracja wewnętrzna do prężnych ośrodków miejskich. Jakoś w PRL udało się zbudować Hutę Lenina, odbudować Warszawę i dokonać mnóstwa innych rzeczy bez ściągania kogokolwiek z zewnątrz, pomimo utraty sporej części ludności. Później przyszedł boom demograficzny. Tak, panie ekspercie, jeśli w kraju poprawia się sytuacja, rodzi się też więcej dzieci. Może pan sobie te swoje gdybania o Polsce starców Anno Domini 2060, wsadzić zatem w buty. Trzeba zadbać o to, żeby Polacy się rodzili, a nie opowiadać brednie o ściąganiu hołoty.