Uzwiązkowienie ogółu pracujących w Polsce wynosi nie więcej niż 13 % i jest usytuowane w skansenach post socjalistycznych. W firmach w pełni wolnorynkowych i prywatnych członków związków zawodowych jest około 1%. Dlaczego przedstawiciele wybrani przez 13% pracujących mają mieć monopol na uzgadnianie z Rządem ustaw dotyczących wszystkich pracującyh i a szczególnie tych ponoszących koszty utrzymywania tych skansenów PRL z bastionami związkowymi? A kto pyta 2 milionów osób samozatrudnionych o zdanie na temat proponowanych ustaw, za które będą musieli zapłacić jak płacą do tej pory zmuszani do utrzymywania armii nierobów w postaci 28 związków zawodowych z swoimi etatowymi zarządami utrzymywanymi na koszt podatnika i funkcjonującymi na każdej kopalni na kolei i w stoczniach? Kiedy wreszcie Rząd zacznie rzadzić zamiast pytać się działaczy związkowych co może przedstawić sejmowi a czego nie może, bo prezesi związków są przeciwni. Dość tego związkowego dyktatu nad resztą uczciwie pracujących Polaków