no proszę
/ 109.243.17.* / 2010-09-01 18:31
Zasada „volenti non fit iniuria”, chociaż starożytnej proweniencji, to poczciwy truizm. Skoro jednak nie ma ustawy zabraniającej powtarzania poczciwych truizmów, więc zanim padnie salwa egzekucyjnego plutonu, śmiało je sobie powtarzajmy, zwłaszcza, że w pewnych sytuacjach poczciwe truizmy mają siłę detonacji. A jakież to są sytuacje? Ano takie, w którą wpędziliśmy się przed 20 laty, za sprawą komunistycznego wywiadu wojskowego, który przy pomocy swoich konfidentów oraz garści pożytecznych idiotów zaaranżowali widowisko telewizyjne w postaci „okrągłego stołu”, przy którym reprezentanci „strony społecznej”, czyli niby nas wszystkich, strasznie osaczali komucha, a komuch wił się – oczywiście ze śmiechu, bo w miejscach dyskretnych, ustalił z konfidentami, że wszystko będzie gites-tenteges. Ponieważ dogadaliśmy się „jak Polak z Polakiem”, to od tej pory prywiślińscy czekiści, których sentymenty wyraził najlepiej i najszczerzej Michał Diomko, czyli Mieczysław Moczar mówiąc, że „dla nas, partyjniaków, prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki” – jednym susem wskoczyli do pierwszego szeregu narodu polskiego w charakterze soli ziemi czarnej. Stworzyło to, być może nawet już na wieki, fałszywą sytuację, kiedy to Polacy, którzy nigdy się nie zbisurmanili, muszą udawać, że czekiści, to nasi rodacy, nasi bracia („brat brata w d… harata”).
S. Michalkiewicz