woo-cash
/ 217.11.138.* / 2007-01-02 12:45
Ocena działania rządu przez pryzmat liczby przedstawionych ustaw to jest w ogóle jakaś pomyka.
Ja rozumiem, że im więcej jest stanowionego prawa, tym więcej pracy mają prawnicy, ale czy zwykły obywatel nie ma czasem poczucia, że mamy do czynienia już dawno z przeregulowaniem życia? Czy nie macie czasem odczucia, że toniemy w niepotrzebnych normach prawnych? Czy znacie kogoś, choćby prawnika, który znałby cały dorobek prawny w Polsce? No bo jeśli nie, to skąd przeświadczenie, że nie łamiemy prawa (skoro go nie znamy)?
Oczywiście - można wyprodukować dowolną ilość martwego prawa, którym później można się chwalić. Prawo martwe, bo nawet ministrowie nie nadążają wydawać do ustaw aktów wykonawczych. Można produkować coraz to nowe akty prawne, które są tak wielkimi legislacyjnymi bublami, że zanim prezydent je podpisze, już są projekty zmian do tych ustaw. Może jest to nawet medialne: "42 projekty ustaw w ciągu roku". Tylko po co to?
Ja nie odczuwam żadnej poprawy w swoim życiu po tych zmianach, które już zostały w prawie wprowadzone, ani nie oczekuję tego, po tych kolejnych projektach. Natomiast konieczność sięgania do norm prawnych przy każdej wykonywanej czynności kojarzy mi się raczej ze strajkiem włoskim niż sprawnie działającym państwem.