bucefał
/ 178.37.17.* / 2015-06-12 14:59
Przeczytałem sobie pobieżnie dyskusję. Na gorąco wyprostujmy dwie kwestie:
1. hasło "moje dzieci to sobie wychowuję jak chcę" - zgrabna figura retoryczna i nic poza tym. Niepodobna przyjąć, że rodzic nigdy nie będzie odpowiadał za deprawację swojego dziecka. Zamiast więc pisać w kółko - "to je moje", należy sobie zadać pytanie - czy zabijanie dużych ssaków w obecności małoletnich dzieci jest rzeczywiście zgodne z przyjętymi obyczajami. Analogia do wiejskiego świniobicia jak najbardziej na miejscu.
- czy znacie panowie i panie wiejskiego rzeźnika, który do roboty prowadza kilkuletnie dzieci bądź wnuki ?
- czy osoba o zdrowych zmysłach może traktować to jako zapewnienie dziecku udziału w rozrywce ?
Nie przeczę, że takie sytuacje mogą mieć miejsce, ale w domach patologicznych. Dotyczą wyłącznie najbardziej ciemnych polskich chłopów, z najbardziej śmierdzącymi nogami. Nota bene - często są oni myśliwymi.
A zatem, jakby się temu bliżej przyjrzeć, ludowe obyczaje wcale nie ratują przeciwników zakazu polowania z dziećmi, wprost przeciwnie.
2. hasło "dziki i kukurydza - kto za to zapłaci ?" . W takiej Szwajcarii sprawa jest prosta. Odszkodowanie przysługuje tylko w przypadku "należytego zabezpieczenia uprawy" (czytaj: istotnego utrudnienia dzikom wstępu, czytaj dalej: i myśliwym). Tak więc odszkodowanie należy się za szkodę, będącą wypadkiem losowym (np. przerwanie ogrodzenia).
U nas jest oczywiście odwrotnie, koła spisują z chłopami umowy - ogrodzenie za zrzeczenie się odszkodowania na przyszłość. Kto sumiennie stara się zapobiegać szkodom i ograniczać ich rozmiar, traci prawo do odszkodowania !
Głupie, no nie ?
Wyjaśnijmy więc sobie jedno - pole należycie zabezpieczone, to pole na którym tego dzika nie powinno być, więc i nie powinno się na dzika polować.