closer
/ 82.160.232.* / 2016-01-22 09:15
Wiecie na czym polega problem? Na tym, że banki kupiły franki po jakimś określonym kursie od banków szwajcarskich. A może nawet go nigdy nie kupiły, bo skoro wypłacali kredyt po przeliczeniu w złotówkach (a przecież te złotówki musiały istnieć) to znaczy, że frank mógł być tylko wirtualny. Chodziło o to, że ówczesne kredyty złotówkowe były tak wysokie, że różnica na racie dochodziła do 30%. Mało kogo było stać na taki kredyt nie mówiąc już o zdolności kredytowej. W ten sposób zaoferowano kredyty po dużo niszej stopie oprocentowania niż narzucała Rada Polityki Pieniężnej. Sprytnie prawda - zamiast 3-4% kredyt udzielano za cenę 1-1,5% a klient i tak dostawał złotówki. I teraz gdy kurs franka poszybował w górę, nagle z dnia na dzień rata wzrosła o 20%. Dlaczego? Bo bank ściąga dług w tej samej wysokości np. 400 CHF ale dokonuje przeliczenia po kursie dnia na złotówki. Ilość franków do oddania nie zmienia się! Pytam się dlaczego? Czy Bank musi kupować te franki, aby oddać je Szwajcarom czy może po prostu już dawno pozbył się długu na rynku międzybankowym (jeśli w ogóle taki istniał), a teraz zajmuje się goleniem klientów? Nie ma w tym przejrzystości, a zatem na tym polega cały kant. Jak myślicie - dlaczego do takiego zapyziałego kraju jakim jest Polska pchają się banki o egzotycznych nazwach? Bo tutaj w krótkim okresie czasu można zarobić duży szmal. Jak myślicie - dlaczego niektóre banki zwinęły się z rynku odsprzedając klientów z usługami bankowymi innym bankom? Bo zaczęły się obawiać, że hucpa z kredytami walutowymi wyda się i będą musiał płacić olbrzymie odszkodowania nie wspominając już o stratach. Ot i cała tajemnica kredytów walutowych.