proletariusz
/ 195.225.120.* / 2015-04-21 10:11
'szczekaczki' partyjne korzystają z tego, że w tak krótkiej wypowiedzi nie daje się przedstawić całościowego planu. Problem naszej tzw. klasy politycznej polega na tym, że przedstawiając swoje 'pomysła' na zreformowanie malutkiego fragmentu nie są w stanie przewidzieć dalekosiężnych skutków. To tak samo, jak gdyby kupić zrujnowany dom, wymienić poszycie dachu oraz pomalować elewację i oddać nam go do zamieszkania twierdząc że został gruntownie wyremontowany. Tymczasem ci sami politykierzy mieszkają w zupełnie innym domu, domu o który dbają 'na co dzień' i którego konserwację przeprowadzają na bieżąco. Tylko 2 rządy w RP próbowały przeprowadzić 'całościową' reformę. Rząd 'Mazowieckiego' i rząd 'Buzka'. Pozostałe rządy wymieniały jedynie małe fragmenciki w tym 'zrujnowanym domu'. W rozklekotanych drzwiach wymieniano np. klamkę przy okazji dając zarobić producentom klamek. Gdy już wymiana całych drzwi okazała się sprawą palącą, wcześniej wymienione klamki trzeba było wyrzucić bo nie pasowały do zamków w nowych drzwiach. Później natychmiast trzeba było wymienić futrynę, ale i w tym przypadku poprzednio wymienione drzwi nie pasowały do nowej futryny itd. Wydawać by się mogło, że wreszcie po wielu latach permanentnego wymieniania poszczególnych fragmencików domu, mieszkać będziemy w willi. Tyle że w tej willi każde okno jest inne i otwiera się inaczej, każde pomieszczenie ogrzewane jest inaczej, każda podłoga jest inna i wymaga innych środków konserwujących, na piętrze mamy toaletę iście królewską ale papier toaletowy trzeba wyrzucać do osobnego kosza bo na parterze zamontowano 'cienkie' rury kanalizacyjne itd. Ogólnie wprawdzie mamy wyremontowaną willę, ale mieszkać w niej trudniej niż w szałasie skleconym z gałęzi. Takim namacalnym przykładem jest prawo podatkowe, którego interpretację każdy urząd skarbowy ma... dowolną, nawet jeśli dwa urzędy znajdują się w tej samej miejscowości. Nasi politykierzy to tacy trenerzy biegania, którzy krzyczą: ...biegnijmy! Zawodnicy zaś nie wiedzą jak długo biec mają i dokąd dobiegną gdy nogi odmówią już posłuszeństwa. Po drodze padają poszczególni zawodnicy a trener wciąż krzyczy: ...biegnijmy! Wreszcie sam trener też pada z wycieńczenia i wtedy pojawia się kolejny trener, zwykle dużo młodszy najczęściej będący 'pociotkiem' tego poprzedniego i znów krzyczy: ...biegnijmy! Cała już znacznie przetrzebiona grupka biegnie w innym kierunku, gdzie dołączają do nich kolejni biegacze 'oczarowani' ględzeniem trenera o zdrowotnych efektach biegania. I tak sobie biegamy w kółko z coraz to nowymi trenerami, angażując w ten 'bieg po zdrowie' kolejne pokolenia. Jedynymi którzy kompleksowo korzystają na tym bieganiu są ...kolejni trenerzy. Tylko czasem któryś z biegnących zawodników rzuca pytanie: hej panie, dokąd tak biegniemy? Nie otrzymując logicznej odpowiedzi, odchodzi z grupki biegnących i przenosi się na boisko np. piłkarskie, gdzie jeszcze przed rozpoczęciem meczu określa się jak długo trwać on będzie i jaki wynik uznać można za satysfakcjonujący. Na domiar 'złego' reguły w tym meczu są ściśle określone a nad ich przestrzeganiem czuwają niezależni arbitrzy. To dlatego np. Niemcy osiągają lepsze wyniki w piłce nożnej niż my Polacy. ...ale za to my wciąż biegamy, pomimo że nikt nie jest w stanie powiedzieć po co to robimy.