antysystem
/ 79.188.46.* / 2015-06-25 08:14
Bałagan w tym zakresie jest porównywalny z innymi dziedzinami pracy wymiaru sprawiedliwości. Stawka 60 zł to stawka za całą sprawę (wszystkie pisma, rozprawy i spotkania z klientem w danej instancji) i oczywiście z tego jeszcze podatek, czyli wychodzi 40-parę na rękę. Do tego uznaje się że pełnomocnik z urzędu powinien opłacać wydatki za klienta w toku sprawy, np. znaczki za korespondencję poleconą do Sądu i 2giej strony (zwrot otrzymuje dopiero po prawomocnym wyroku, a zatem II instancjach), oprócz tego dojazdy do Sądu (tu Sądy np. w ramach danego miasta zwykle nie zasądzają zwrotu). Jeżeli ma się kolizję terminów i trzeba prosić o pomoc to aplikant bierze za tzw. stójkę minimum 100 zł czyli więcej niż całość należnych kosztów. Jest to zatem praca niewolnicza, mimo formalnego zakazu takiej pracy w różnego rodzaju konwencjach, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wziąłby takiej sprawy na takich warunkach (przy czym adwokaci nie są osobami na etatach, lecz przedsiębiorcami), a np. mechanik samochodowy bierze dziś za godzinę usług znacznie więcej. Sprawy są skomplikowane, np. za sprawę z ubezpieczeń społecznych dot. niezdolności do pracy, gdzie zwykle jest kilka opinii biegłych z różnych dziedzin obowiązuje ww. stawka 60 zł. Z łaską sędziego można uzyskać w sprawie z urzędu 150 % ww. stawki minimalnej. Przy tym sądy są tak życzliwe, że np. biegłym potrafią za jedno badanie potrafią przyznać kilkaset złotych, zaś pełnomocnikom odmawiają zasądzenia stawek wyższych niż minimalna, oraz że np. sprawę o zapłatę odszkodowania przez pracownika kwalifikują jako przywrócenie do pracy, żeby przyznać owe 60 zł. Często zdarza się, że sąd "zapomni" zasądzić nawet stawki minimalnej i trzeba opłacać zażalenie, przy czym nie ma nawet przepisów przewidujących wprost zażalenie na postanowienia sądów w II instancji (trzeba kombinować z wyrokami TK i SN).
Największą paranoją w tym systemie jest jednak to, że patrząc cynicznie pełnomocnikowi z urzędu bardziej "opłaca" się sprawę przegrać klientowi niż wygrać, bowiem w przypadku wygranej musi ściągnąć swoje wynagrodzenie z drugiej strony (a zatem opłacić zaliczki na komornika i czekać na egzekucję), która często jest "nieściągalna" (spory odsetek spraw to tzw. pieniacze procesowi) i dopiero, gdy przyniesie papier o umorzeniu egzekucji Sąd mu wypłaci, natomiast w przypadku przegranej - dostaje pieniądze od razu po zakończeniu procesu od Skarbu Państwa. Taki sobie system ochrony prawnej, drodzy wyborcy stworzyliście.