Anna2015
/ 5.133.255.* / 2016-02-28 13:35
Zeszły rok. W państwowej przychodni dostaję propozycję poprawienia spapranej kilka lat temu operacji (w klinice jednego dnia na NFZ), od lekarza, który jest ordynatorem w prywatnym szpitalu i ma kilka miejsc z kontraktu z NFZ. Zaznaczyłam, że nie mam pieniędzy, aby zapłacić. Rezultat był taki, że gdy przyjechałam w umówionym terminie okazało się, że nie ma dla mnie miejsca (kontrakt się skończył). Nie była to operacja ratująca życie, więc dlaczego nie starczyło miejsca dla zapisanej osoby? Nawet nie mieli tyle przyzwoitości, żeby zadzwonić i powiedzieć przepraszam, może się pani nie fatygować. Mam prawo przypuszczać, że znalazł się ktoś, kto miał pieniądze, żeby zapłacić. Może połowę sumy, może do kieszeni?