marek 19.53
/ 83.24.57.* / 2007-11-19 23:06
No to poczytajmy Rosatiego:
. Swoje kontakty z SB określił jako standardowe procedury, które przechodzili wszyscy studenci starających się o wyjazd na stypendium zagraniczne.
i dalej:
Przyznał jednak, że utrzymywał z nim kontakty na stopie towarzyskiej, bo - jak napisał - "mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, a nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły w Nowym Jorku".
Proszę mi pokazać stypendystę, studenta, który na stypendium pojechał Z DZIEĆMI i utrzymywał kontakt towarzyski z dyplomatą "prowadzącym".
I proszę mi pokazać naiwniaka, który uwierzy, że R. odmówił współpracy i nie został odwołany ze stypendium.
Być może nie ma dowodów - ale śmierdzi na kilometr.