Wcale się nie dziwię, że firmy przetwarzające mięso padają. Przecież już dawno takimi produktami powinien się zająć sanepid. Woda i chemia, a co metr kiełbasy kąsek mięska. Popytajcie swoich rodziców czy dziadków, jakie były wyroby kiedyś. Przechodząc koło "rzeźnika" (tak się te sklepy kiedyś nazywały), z dala już pachniało wędzonką. Najtańsza wówczas kiełbasa była o wiele zjadliwsza niż teraźniejsze "szyki" czy "balerony". To co wyrabiają przetwórcy mięs, to jest tylko marnowanie z takim trudem wyprodukowanego mięsa.

Wiele problemów wynika z obawy przed łączeniem się producentów w grupy kapitałowe. Małej czy nawet średniej firmie trudno rywalizować z dużym koncernem, we Włoszech, Francji i Hiszpanii skłoniło to ludzi do łączenia się w duże spółdzielnie i spółki komandytowe. U nas wzajemna niechęć, podejrzliwość i nawyk zwlekania z płatnościami kosztem dostawcy prowadzi do tego że tylko w kilku przypadkach udało się stworzyć grupy jak wspomniane (głównie w Wielkopolsce).
I muszą sobie powiedzieć że w segmencie parówkowym i "szynki sopockiej z marketu" nie wygrają z koncernami bo to nie ta skala produkcji. Inna rzeczy czy wspomniane produkty można nazwać wędliną...