rozbiegane oczy rudego
/ 78.131.154.* / 2014-04-08 09:40
Donald Tusk na ostatnim posiedzeniu Rady Europejskiej nie zawetował patologicznego pomysłu eurokratów dotyczącego zastąpienia rynkowego systemu obrotu prawami do emisji CO2 (Emissions Trading System), systemem centralnie planowanej sprzedaży uprawnień (Market Stability Reserve), będącym w istocie swojej para-podatkiem, którego konstrukcja odgórnie ogranicza podaż zezwoleń, radykalnie zwiększając przy tym ich cenę.
Cel Unii Europejskiej jest jasny - doprowadzić do sytuacji, gdzie cena uprawnienia do emisji 1 tony CO2 wzrosła z obecnego poziomu 6-7 euro, do poziomu około 20 euro za tonę. Taka cena gwarantuje, że produkcja energii elektrycznej w elektrowniach węglowych w naszym kraju stanie się całkowicie nieopłacalna (warto podkreślić, że nadal około 90 proc. energii elektrycznej w Polsce produkowana jest przez elektrownie węglowe). Cena prądu musiałaby wzrosnąć o ponad 100 proc., aby elektrownie miały pieniądze na opłacania kosztów emisji wg systemu Market Stability Reserve. To jednak oznacza całkowite wyhamowanie wzrostu gospodarczego w naszym kraju i znaczne zubożenie społeczeństwa (zamiast wydawać pieniądze na dobra trwałe, Polacy musieliby znacznie więcej wydawać na rachunki za prąd). Problem w tym, że Donald Tusk - na ubiegłotygodniowym posiedzeniu Rady Europejskiej - wyraził na to zgodę. Wyraził zgodę na znaczy wzrost cen energii oraz wyhamowanie wzrostu gospodarczego. Co gorsza - zrobił to z całkowitą premedytacją. Wiedział bowiem doskonale, jakie konsekwencje niesie za sobą przyjęcie propozycji forsowanych przez Brukselę.