Jestem nauczycielem, z 29 i kilku m-cznym letnim stażem. W latach osiemdziesiatych- w wyniku braku nauczycieli werbowano- na ustawę o wcześniejszych emeryturach, każdego kto zdał maturę do oświaty oczywiście jako pracownik oświaty musiał zdobyć kwalifikacje systemem zaocznym.Tak też dostałam się do oświaty. W ciągu całego mojego stażu zawodowego ukończyłam wyższe studia (przejściowy obowiązek) kilka podyplomówek, rozszerzające kwalifikacje- wymóg. Jestem z takiego rocznika, ktory mieści się w przedziale urodzenia po 1949 a przed 1969, co z tego, jak mój rocznik bez rolnictwa nie mieści się w tych normach. Nie miałam żadnych przerw w pracy (pierwsza praca 1978r). Zaraz po maturze(1978) podjęłam pracę zawodową, którą wykonuję do dziś i nie mogę liczyć na przejście na wcześniejszą emeryturę, bo brakuje mi kilka m-cy do wymaganego stażu pracy. To po co komu zapis urodzeni po 49 roku a prze 69, jak roczniki pięćdziesiate już się nie mieszczą w granicach . Czy nasi ustawodawcy chodzili do przedszkola i szkoły? Według mnie dzieci w przedszkolu przy tak wysokim poziomie podstawy programowej potrafią obliczyć, jakie roczniki spełniają ten warunek. Jestem nauczycielem oszukanym , zabrano mi to na co dałam się" złapać" - wcześniejsza emerytura. Po 62 latach po wojnie czuję się "nauczycielem z łapanki skazanym na 10 lat ciężkich robót".