Rozmowa z Władysławem Protasiukiem, ojcem mjr. Arkadiusza Protasiuka, dowódcy lotu PLF 101 do Smoleńska
To znaczy, że pan Muś był osobą niewygodną dla tych wszystkich, którym zależy na zamieceniu katastrofy pod dywan. Przecież to był jeden z najważniejszych świadków w sprawie katastrofy. Razem z resztą załogi Jaka-40 wylądował na Siewiernym około godziny przed załogą Tu-154M, którym leciała cała delegacja prezydencka. I wiemy, że był on jedną z ostatnich osób, które rozmawiały przez radio pokładowe z moim synem Arkadiuszem. To przecież m.in. jego zeznania jako pierwsze rzuciły cień na te wszystkie kłamstwa, którymi od samego początku starali się nas zbyć zarówno Rosjanie, jak też pan premier Donald Tusk, Radosław Sikorski i inni. Podważył m.in. kłamstwa "Korsarza", jakoby wieża wydała mojemu synowi, dowódcy tupolewa, polecenie zejścia do 100 metrów i w razie braku widoczności konieczność odlotu. Dzięki zeznaniom pana chorążego dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę było zupełnie inaczej. Że wieża zaleciła załodze Tu-154M zejście do poziomu 50 m - tak samo, jak wcześniej zaleciła Jakowi-40 oraz IŁ-owi 76. Czyli że zdając sobie sprawę z coraz gorszych warunków pogodowych, celowo naprowadzała załogę tupolewa na zgubę. Dzięki zeznaniom śp. Musia oraz temu, że po wylądowaniu na Siewiernym został w kabinie jaka i nasłuchiwał korespondencji innych samolotów z wieżą w oczekiwaniu na lądowanie 96-osobowej delegacji z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim na czele, udało się wykluczyć, a być może także zapobiec innym kłamstwom na temat przyczyn katastrofy, której spowodowanie usiłuje się zrzucić na pilotów.
Tak to jest ......w tym "dzikim kraju" rządzonym przez POwców.....
[Ten komentarz został zgłoszony do usunięcia przez 1 osobę - Pyclik.]