Co najmniej do końca br. można być optymistą. Na pewno zobaczymy korekty wzrostów na giełdzie, ale w każdym kolejnym ruchu w górę indeksy znajdą się coraz wyżej. Później dużo będzie zależało od reakcji Fed - uważa Robert Nejman, doradca inwestycyjny, były dyrektor działu zarządzania aktywami IDM oraz były pracownik DWS.
Zobacz także
Sprzedać czy dokupić? Oto jest dylemat
"PB" spytał Roberta Nejmana, jednego z najbardziej doświadczonych doradców inwestycyjnych w kraju (licencję doradcy otrzymał w 1994 roku), jak postrzega obecną sytuację na rynku.
PB: Pół roku temu mówił pan, jako weteran krajowego rynku kapitałowego, że rynek będzie spadał, dopóki nie zobaczymy, dlaczego spadał. Czy to już?
RN: Tak. Widzieliśmy już powody wcześniejszych spadków kursów w wynikach z IV kwartału. Zobaczymy je też na dniach, w wynikach z I kwartału. Mocno spadły również wskaźniki ekonomiczne. Tymczasem wskaźnik wyprzedzający koniunktury BIEC wzrósł trzeci miesiąc z kolei i można się domyślać, że obecnie indeksy mają powody, by rosnąć i dyskontować przyszłość; być może już wyniki kolejnego kwartału.
Czy obecna dynamiczna zwyżka indeksów to coś niezwykłego na tle poprzednich bess?
Dokładnie tak. Mamy do czynienia z gwałtownym uruchomieniem pieniędzy, które czekały na sygnał, np. ze strony wskaźników wyprzedzających.
Czy zwiastuje to koniec bessy i nagły początek nowej hossy na rynkach akcji?
Co najmniej do końca bieżącego roku można być optymistą. Na pewno zobaczymy korekty wzrostów, ale w każdym kolejnym ruchu w górę indeksy znajdą się coraz wyżej.
Pierwszą barierą są szczyty z listopada 2008 r. i stycznia tego roku [WIG20 przekroczył wtedy 1,9 tys. pkt — red.]. Później dużo będzie zależało od reakcji Fed na ożywienie rynkowe. Długoterminowo pozostaję pesymistą, bo uważam, że Fed się zagapi. Moim zdaniem, nie zareaguje na czas i nadmucha jeszcze większą bańkę. Powstrzymywanie cyklu koniunkturalnego w latach 2001-03 doprowadziło do stworzenia takiej bańki.