wrobldob
/ .* / 2003-04-29 12:42
Rozpoczal poszukiwania wczesnym latem, szukal kilka dni az znalazl. Skromny, ladny domek z przepieknym, zadbanym ogrodem. Kwitnace klomby, poprzycinane trawniki, piekne krzewy, prawie bezobslugowy system nawadniania...To bylo to. Nasz bohater z jasna mysla "musze go miec" poszedl rozmawiac z wlascicielem. Okazalo sie, ze wlasciciel nawet rozwazal mozliwosc sprzedazy, ale nie byl zdecydowany. I ze na razie nie moze jeszcze sie wyprowadzic - jesli juz to dopiero pozna jesienia. Porozmawiali troche, troche sie potargowali, doszli w koncu do jakichs ustalen.Niedlugo potem podpisali wstepna umowe, nasz bohater wplacil zaliczke i pojechal na wakacje. Po wakacjach przyszla pora splacic letnie szalenstwa, wiec budzet sie troche nadwyrezyl. Powoli zblizala sie jednak jesien, trzeba bylo troche zacisnac pasa, zaczac zalatwiac kredyt, kontaktowac sie ponownie z wlacicielem. Skontaktowal sie wiec, wlasciciel nie robil problemow, obiecal wyprowadzic sie pod koniec listopada.W polowie listopada nasz bohater jedzie podpisywac ostateczna umowe. Dal juz zaliczke, przycisnal pasa, zaciagnal kredyt. Jedzie, patrzy, a tu zamiast pieknych krzewow - gole i mokre patyki, zamiast klombow - bloto. Trawa stracila kolor, a winorosl oplatajaca sciany domu jest teraz tylko platanina oslizglych brazowych badyli... "A mial byc taki piekny ogrod, gdzie to wszystko?" pyta samego siebie nasz bohater, wysiadajac z samochodu... prosto w kaluze. "I pomyslec, ze na takiej chocby Florydzie teraz ogrody sa takie piekne". Z ciezkim sercem kieruje sie ku domowi wlasciciela. Czy podpisze umowe?Eurosceptykom przypominam, ze w ekonomii tez sa pory roku.