Witam wieczorem...
Nie łomoczcie ludzi, którzy w dobrym intersie nawołują, do pomocy tym potrzebującym! Jestem przeciwna, wysyłaniu kasy na konta dużych fundacji, rozbijających się słuzbowymi furami i dla oka organizującymi raz na jakiś czas akcję, nagłośnioną w całym kraju. Brzydzę się tym, ale nie brzydzę się pomocom innym.
Na skrzyżowaniu nie daleko, tu gdzie mieszkam jeździ na drewnianych wózkach trzech gości, bez nóg. Daję czesto, nie codziennie. Dośc mocno hukneło mnie w ubiegłym roku, kiedy to jadąc rano do pracy ( mróz -32%) a człowiek jeździ dalej na tym wózku i prosi o wsparcie. Pomyslałam wtedy " Boże, jak on musi byc zdesperowany, aby w taki mróz stac na skrzyżowaniu". Zadzwoniłam do straży miejskiej z wielką awanturą, żeby zabrali tego człowieka, i tylko nakarmili. Zabrali. Po kilku dniach znów był...ale mróz odrobinę zelżał.
W ubiegłym roku również (na mikołajki) zorganizowałam olbrzymią akcję dla domu dziecka w Konstancinie. Zwykłe pytanie, co Wam potrzeba? Odpowiedz: ubrania, kapcie, skarpety, pidzamy i słodycze, bo to dzieci. Odzew olbrzymi, kasy nie chcieliśmy jedynie według wykazu dzieci, kazdy mógł sprezentowac coś konkretnemu maluchowi. Była radośc, były łzy.
Ten rok dał mi się mocno we znaki, seria różnych nieprzewidzianych zdarzeń. Nie dałam rady i nie było chętnych, aby to kontynuowac....szkoda...
Dlatego warto pomagac, bo życie to sinusoida...raz jesteśmy na szczycie, a zaraz potem w dole...
Pozdrawiam all