K.G.
/ 128.241.41.* / 2007-10-01 16:16
Gdy się robi takie błędy jak Jadwiga Staniszkis, wypada za nie przeprosić czytelników, którym niepotrzebnie mąci się w głowach, zamiast udawać, że nic się nie stało.
Oto szereg błędów, które popełniła prof. Staniszkis, i które nie zostały sprostowane przez jej interlokutora. Nie chodziło bynajmniej o błędne oceny czy interpretacje, ale o sprawdzalne fakty. Wypada więc przypomnieć najbardziej kompromitujące błędy Jadwigi Staniszkis, których autor wywiadu nie sprostował.
Lista błędów
Staniszkis twierdzi, że "traciliśmy tysiące miejsc pracy, bo gospodarka została nadmiernie uzależniona od importu na skutek wprowadzenia wtedy [w roku 1990 - WG] tzw. wymienialności złotego". Było dokładnie odwrotnie - po wprowadzeniu wymienialności złotego eksport zaczął szybko rosnąć. W 1990 r. eksport wolnodewizowy wzrósł aż o 40,8 proc., zaś import o 6 proc. W obrotach zagranicznych uzyskaliśmy nadwyżkę. Deficyt pojawił się później, gdy gospodarka zaczęła się szybko rozwijać.
Według Staniszkis "w czasach rządu Mazowieckiego gospodarkę wydrenowano z pieniądza i zniszczono oszczędności przez podjętą wtedy politykę stabilizacyjną". Wykazano na konkretnych liczbach, że w roku 1990 - pierwszym roku planu Balcerowicza - oszczędności złożone w bankach realnie wzrosły o jedną trzecią. Wydrenowała je inflacja, szczególnie wysoka w roku poprzedzającym początek reform. Był to w gruncie rzeczy podatek inflacyjny, którym społeczeństwo spłaciło część długu zaciągniętego przez ekipy komunistyczne.
Staniszkis uważa reformę systemu ubezpieczeń za nieszczęście dla Polski, gdyż poprzez fundusze emerytalne "nasze oszczędności są transferowane jako kapitał za granicę". Stwierdziła też, że o tym "zdecydował Eurostat". Być może pani profesor się przejęzyczyła albo zastosowała jakiś niefortunny skrót myślowy, ale obowiązkiem osoby prowadzącej wywiad było wyjaśnienie tej zagadki.
Wykazano też, że fundusze emerytalne inwestują za granicą zaledwie 2 proc. powierzonego im kapitału. Autor wywiadu twierdzi, że to i tak dużo w kraju, któremu brakuje kapitału. Może i dużo, ale jednocześnie do Polski napływa kapitał z funduszy zagranicznych i bilans tych przepływów jest dla nas zdecydowanie korzystny.
...że większość pieniędzy funduszy emerytalnych trafia do budżetu państwa. Tym razem racja - tyle że to samo pisano w innym artykule. Problemem Polski jest ogromny deficyt budżetowy, finansowany emisją obligacji częściowo zakupywanych przez fundusze. Trzeba się jednak zastanowić nad przyczynami powstania tego deficytu, czego ani Staniszkis, ani Zybała nie robią. Czy wynika on z "błędów Balcerowicza" lub może z knowań Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Absurd. Obecny szef NBP nieustannie napomina polityków, by nie szafowali publicznymi pieniędzmi i wreszcie zaczęli reformować finanse państwa. Przed nadmiernym deficytem ostrzega też MFW. Dziura w budżecie to skutek działania grup nacisku walczących o swoje interesy (górnicy są tego widomym przykładem) oraz oportunizmu polityków, którzy im ulegają. Nie można jednym tchem domagać się bardziej aktywnej polityki społecznej i gospodarczej - zwiększającej wydatki państwa - i krytykować to, że fundusze emerytalne (i inne instytucje finansowe) kupują obligacje, zamiast inwestować w gospodarkę. Jednak nawet gdyby OFE inwestowały wyłącznie w papiery dłużne rządu, to i tak efekt netto dla gospodarki byłby co najwyżej neutralny, a nie negatywny. Nie rozumiem więc obsesji pani profesor i jej akolitów wobec reformy emerytalnej.
Staniszkis, a za nią Zybała uważają, że wielkim problemem polskiej gospodarki jest zbyt mała liczba spółek notowanych na warszawskiej giełdzie, co z kolei wynika z nacisku "oligarchów" sprzeciwiających się prywatyzacji poprzez giełdę. Teza śmiała, ale nie ma na nią cienia dowodu. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby kapitalizacja giełdy była większa, choć dzisiejsza - ponad 356 mld zł (prawie 40 proc. PKB) - to już przyzwoity wynik, typowy dla kraju o średnim poziomie dochodów. Większość prywatyzowanych spółek jest na giełdzie, a pokaźne pakiety niektórych z nich mają polscy biznesmeni nazywani czasem "oligarchami". To nie "oligarchowie" są problemem, lecz politycy, którzy zbyt wolno prywatyzują.
Wreszcie wpadka najbardziej kompromitująca. Staniszkis, powołując się na pracę Wisły Surażskiej, uznała, że w latach 1989-2003 dochód na głowę mieszkańca w Polsce wzrósł zaledwie o 3 proc. Jest to dla niej koronny dowód fiaska polskiej transformacji - ludzie mają rzekomo takie same dochody realne jak przed 16 laty, a w większości powiatów nawet mniejsze. Tyle że ta śmiała teza wynika z błędu drukarskiego, który znalazł się w pracy prof. Surażskiej, której tak naprawdę chodziło o lata 1999-2003, okres spowolnienia wzrostu gospodarczego. Gdy się robi takie błędy, wypada za nie przeprosić czytelników, którym niepotrzebnie mąci się w głowach, miast udawać, że nic się nie stało.
Skąd te informacje?
Polemizując, Zybała twierdzi, że główne tezy stawiane przez prof. Staniszkis są prawdziwe. Polska znajduje się w stanie katastrofalnym, gdyż - ulegając "przemocy strukturalnej" - realizowała błędną politykę gospodarczą narzuconą przez zagranicę. Dziś jest wykorzystywana przez obcy kapitał, rodzimych "oligarchów" i międzynarodowe instytucje finansowe z MFW na czele. Tezy te są chętnie przyjmowane przez wielu ludzi w Polsce. W ogóle łatwiej zyskać poklask, lamentując nad katastrofą, niż podkreślając sukcesy.
Jeśli Zybała uważa, że kraj, który od lat zwiększa eksport na rynki europejskie (pogrążone w stagnacji) o kilkanaście procent rocznie, przegrywa w globalnej konkurencji, to jego sprawa. Dla poparcia swej tezy pisze, że polski eksport na głowę mieszkańca jest znacznie niższy niż w Czechach czy Niemczech. A kiedy był wyższy? Patrzmy na punkt odniesienia - na końcowy okres komunizmu i początek transformacji. Od tego czasu nasz eksport liczony w walutach wymienialnych wzrósł blisko dziewięciokrotnie, a niemiecki - tylko 2,3 raza. Niemcy to największy na świecie eksporter, my jesteśmy średniakami, ale dystans do najlepszych się zmniejsza, a nie zwiększa.
To, że mamy ujemny bilans w handlu zagranicznym, nie jest żadną anomalią (nawiasem mówiąc - z Niemcami od dwóch lat mamy nadwyżkę). Korea Południowa, której polityką zachwyca się Staniszkis, miała ujemny bilans przez ćwierć wieku, od 1960 do 1985 roku. To naturalne dla krajów, które szybko się rozwijają, inwestując zagraniczny kapitał. To, że mamy ujemny bilans, jest dowodem na to, że kapitał zagraniczny do Polski napływa. To abecadło ekonomii.
Zybała uważa, że eksportujemy tylko "surowce, półprodukty i najprostsze towary". Skąd takie informacje? Z kolejnej publikacji prof. Staniszkis? W zeszłym roku wyeksportowaliśmy tworzywa sztuczne i wyroby z nich za 376 mln euro, konstrukcje ze stali za 693 mln euro, silniki spalinowe za 2,7 mld, silniki turboodrzutowe za 128 mln, urządzenia klimatyzacyjne za 125 mln, chłodziarki za 200 mln, urządzenia i sprzęt laboratoryjny do procesów grzewczych i chłodniczych za 139 mln, maszyny do prac drogowych i ziemnych za 439 mln, pralki za 300 mln, telewizory za 980 mln itd. itp. Czy są to towary nisko przetworzone? Najważniejsze zaś, że potrafimy je sprzedawać na trudnych rynkach najwyżej rozwiniętych krajów świata.
Zybała w jednym ma rację - Polska nie jest krajem bogatym, a jej rządy nie radzą sobie z wieloma problemami. To konstatacja banalna. Sytuacja nie będzie jednak lepsza, gdy politycy będą słuchać rad prof. Staniszkis, której analiza roi się od błędów.