Witam wszystkich
rzecz cała wydarzyła się dziś, w godz. 7.15-7.45;
do ośrodka zdrowia gdzieś w Wielkopolsce podjeżdża samochód, którym syn podwozi mamę do przychodni;
kobieta od kilku dni źle się czuje;
ośrodek zdrowia nieczynny jeszcze, ale że jest on wykorzystywany do innych celów, już jest otwarty;
pracujący już w budynku widzą, jak kobieta kilka wchodzi i wychodzi z budynku; w pewnym momencie otwiera drzwi do jednego z pokoi i mówi, że jej słabo;
zostaje wyprowadzona na zewnątrz, na świeże powietrze, siada na krześle;
dostaje drgawek, zimno jej; jest kładziona na przed wejściem do budynku - leży na śpiworze;
przychodzący do budynku ściągają, co tylko mogą, aby ją okryć;
z czasem przestało jej być zimno;
od pewnego czasu do pomocy kobiecie włącza się pielęgniarka;
w tym czasie, przejeżdża lekarz jednego z dwóch kontraktów lekarza rodzinnego;
przejeżdża, widzi, nie zatrzymuje się; wchodzi do budynku ośrodka zdrowia od tyłu;
pielęgniarka poszła do domu lekarki innego kontraktu [jak się później okazało - lekarki tej właśnie kobiety]; lekarka poleciła pielęgniarce, aby zaprowadziła zesłabniętą do EKG;
sama jednak nie przyszła!!!
wcale nie doszła!!
dla jasności - lekarka mieszka blisko przychodni - stojąc przy chorej spokojnie można kamieniem wybić szybę lekarce
do EKG nie można było prowadzić kobiety - za słaba była;
po 15 min. dobijania się do lekarzy, zadzwoniono do szpitala, z którego przyjechała karetka po kolejnych 15 minutach - szybciej nie mogła
Lekarze w kamasze!!!