Maria2510
/ 88.156.140.* / 2015-10-03 09:43
Dlaczego to mnie nie dziwi? W naszym kraju od ćwierćwiecza funkcjonuje zasada: każdy orze ja może. (W domyśle: każdy oszukuje jak może). W mojej ocenie opisane zjawisko to skutek "wolnej amerykanki" na oświatowym rynku, a dalej na rynku pracy. Uczelnie prywatne powstawały jak grzyby po deszczu, nastawione na zarobek, a nie na wykształcenie absolwentów. Bardzo straciły na tym uczelnie państwowe, w tym te uznane dzięki wieloletniej, rzetelnej działalności oświatowej,, za renomowane. Przestała liczyć się jakość, górę wzięła kasa. Wystarczy przyjrzeć się mnogości kierunków nauczania na wielu uczelniach, w tym takim na tworach publicznych jak uniwersytety humanistyczno-technologiczne.. Istny misz/masz. Na studia zapisują się wszyscy, także ci, dla których zdobycie matury było nie lada wysiłkiem. Jeśli dostanie się na studia nie sprawia dziś żadnego kłopotu nawet tym, którzy powinni pozostać na poziomie gimnazjum i nauki jakiegoś zawodu, to o czym my mówimy? Jeśli tak modne dziś pojęcie "asertywny" rozumiane jest i.... na nieszczęście akceptowane jako tupet, bezczelność itp. - to o co chodzi? Nasuwa mi się tylko jedno w tej sytuacji znane powiedzenie: to okazja czyni złodzieja. Osobiście zredukowałabym o połowę ilość dziwadeł uczelnianych i poważnie przyjrzałabym się jakości nauczania, obowiązkom studenta itp.