marlowe
/ 2008-04-19 19:18
/
portfel
/
"One for My Baby (and One More for the Road)"
Witam wszystkich w końcu tygodnia (nawet brzmi to lepiej niż po angielsku).
Miło przeczytać znów Samuraja. Kenobi chyba się wzruszył... Przejrzałem pobieżnie kilka dalszych wpisów i niezwykle mnie uradował klimat forum. Poczułem się jak dwa lata temu, kiedy panował tu wersal. Będę zaszczycony, mogąc dorzucić kilka swoich słów do ogólnej wymiany myśli.
Samuraju, z Twoim podejściem do ekologizmu zgadzam się całkowicie i sądzę, że nie będziesz miał mi za złe, jeśli spróbuję wzbogacić trochę Twoją wypowiedź. Uważam, że klimat jest zbyt wielką złożonością czynników, by można było go rozpatrywać w podobnych kategoriach, w jakich robią to dzisiejsi wyznawcy ekologizmu. W latach 70 i 80 naukowcy prognozowali, iż pyły produkcyjne spowodują zagęszczenie atmosfery Ziemi, przez co nastąpi oziębienie klimatu. Obecnie wajcha została przesunięta na drugą stronę. Wbrew temu, co twierdzą piewcy zgubnego wpływu człowieka na ekosystem, ludzie nie są jeszcze aż tak potężni. Lądy zajmują jedynie około 25% powierzchni planety, a my jakiś procent tego kawałka Ziemi. Gdyby sięgnąć do podręczników historii, dowiemy się, że były czasy, kiedy na polskich ziemiach prowadzono winnice i produkowano niezłe wino. Było tu całkiem ciepło. Był też czas, kiedy do Szwecji można było dojechać saniami przez Bałtyk. I jedne, i drugie czasy mogą powrócić i na pewno ludzie nie będą mieli na to wpływu.
Ponadto z opracowań naukowców z PAN wynika, że to epoka lodowcowa się spóźnia o jakieś pięćset lat... Jednym z wielu wniosków, jakie z tych opracowań wynikają, jest to, iż to nie ocieplenia powinniśmy się obawiać, a zlodowacenia. Nie dlatego, że nadchodzi, ale ze względu na jego skutki. Również odnosząc się do historii, wszelkie okresy, kiedy działalność ludzka rozkwitała, to okresy ocieplenia klimatu. Począwszy od zejścia z drzewa, poprzez Antyk, Odrodzenie, Oświecenie - to były czasy ciepła na planecie. Kiedy klimat się oziębiał, mieliśmy epokę lodowcową, średniowiecze, barok... Ta teoria też ma wyjątki oczywiście, ale ilu ludzi będzie musiało uciekać przed wodą z oceanów w razie wzrostu średniej temperatury planety o kilka stopni, a ilu jeśli 40% planety skuje lód?
Poza tym nieraz oburzało mnie stanowisko USA wobec Chin w sprawie zmniejszenia emisji spalin i gazów cieplarnianych. To się nazywa hipokryzja. Choć akurat w tej sprawie jest kilka innych ważkich kwestii, których w tym wpisie nie poruszę.
Co do giełdy i ogólnie światowej ekonomii... Kyosaki pisał o problemie, jaki miał się niby pojawić jakoś w tych czasach. Mianowicie uzależnienie wielkiej grupy ludzi w USA od giełdy przez fundusze emerytalne. Otóż cały czas powiększa się liczba Amerykanów, którym czas zacząć wypłacać emerytury. Pokolenia z boomu demograficznego po drugiej wojnie światowej wypłaca miliardy dolarów z giełd amerykańskich. Wystarczy na kilka miesięcy zatrzymać napływ kapitału, by zrobić wielkie bum. Ja doszukuję sie w tej teorii powodów drukowania pieniędzy i obniżania kursu dolara, by ustawicznie zwiększać napływ kapitału do USA i "sztucznie" utrzymywać rynek kapitałowy w jakiej takiej normie...
Co wy na to?