A ja to widzę tak:
1) MACD dał sygnał sprzedaży 24 kwietnia.
2) STS jeszcze wcześniej (jak zwykle).
3) 20 kwietnia na RSI pojawiła się misia dywergencja. 24 kwietnia była kolejna misia dywergencja. 25 i 26 to następne misie dywergencje choć te już raczej bez znaczenia były. Na pięć ostatnich świec mamy cztery misie dywergencje.
4) Jeszcze 4 sesje temu macaliśmy się w górnych partiach z kolegą Bollingerem.
I najważniejsza rzecz. Wskaźniki Doła Dżonsa są gorące jak pośladki Jennifer Lopez. Już przedwczoraj MACD był powyżej 100. Dziś jest ponad 150!!!! Wszyscy o tym wiedzą i trzeba się liczyć z korektą w Stanach. Jednak cholera wie czy ona bedzię zwykła i cywiizowana czy może dupnie jak szwedzka kolubryna. Tego nikt nie wie. I teraz wyobraźcie sobie co się stanie gdyby Ameryka w poniedziałek poleciała się korygować. Przecież u nas we wtorek i czwartek nie ma sesji. Kto się u nas odważy iść w takim momencie na taki weekend z długimi pozycjami?
A teraz druga strona kija.
Przyznaję, rano miałem pełne galoty. Ale pozycję utrzymałem. Zdaję sobie sprawę że wszystko wokół rośnie a my nie. I jestem ostrożny. Ale swoje wiem.
Jak wiecie moja przygoda z futures to tylko część działalności. Przede wszystkim mam
akcje i nie taki ze mnie niedźwiedź jak mnie malują. Ale wiem jedno. Wykres Dow Jonesa chce rozpieprzyć wstęgę Bollingera w drobny mak. 9 maja 2006 otworzył się z piękną luką i wyrysował białą świecę. Wszyscy byli zachwyceni. To mnie niepokoi i boję się o
akcje. Ale nie sprzedam. Mam nadzieję na korektę do 3400 i luzy w majtach jak łapnę długą.
Pozdrawiam