szczurek
/ .* / 2005-06-07 14:18
Nie rozumiem jak można być zwolennikiem jakiejś obniżki podatków, nie domagając się najpierw likwidacji "DARMOCHY". Wielu ludzi nie korzysta z państwowej służby zdrowia, a jednak bardzo niewielu jest za likwidacją tej instytucji "...bo jakby co, to zawsze mogę liczyć na państwowego lekarza, a póki co mnie to nic nie kosztuje, bo jest 'za darmo'! ". Rozumiem, że ludzie wyształceni i bogatsi mogą z wyrachowania być za bezpłatnym wyższym szkolnictwem - tu akurat miliony biedaków, zamiast kształcić i dożywiać własne dzieci, składają się na szkołę dla dzieci ludzi lepiej od nich sytuowanych. Ja jednak ten proceder uważam za niemoralny! (Możecie mnie nazwać socjalistą, ale naprawdę uważam, że bogatsi nie powinni wyzyskiwać podstępnie biedniejszych!). Nie wierzę w żadną obniżkę podatków bez wcześniejszego cięcia wydatków budżetowych - chyba, że będzi to klasyczna 'obniżka przez podwyżkę', co prawda podatek będzie się nazywał '15%', ale dochody budżetowe wzrosną, bo przecież: "wicie... rozumicie... budżet trza ratować". Zaś głoszone przez niektórych polityków twierdzenia, jakoby uproszczenie podatków i zwolnienie kilkunastu tysięcy urzędników przyniosło takie oszczędności, które mogłyby uratować budżet, to czyste bzdury (co każdy sam może sobie policzyć). Dlatego najpierw zlikwidujmy deficyt (podnieśmy podatki), potem zlikwidujmy darmochę i dopiero obniżmy podatki.