Widać, że konkurencja w postaci ludzi bez licencji powoduje wiele smutku u licencjonowanych recytatorów. Ja widziałem licencjonowanych przez państwo przewodników, którzy mieli zerową wiedzę. To, ze ktoś czytał z kartki o niczym nie świadczy, może to była osoba z tej grupy, która najlepiej czuła się w tym, żeby przekazać swojej grupie kilka informacji o mieście. Czy ta grupa protestowała. że przewodnik czyta z kartki? Jesli będzie kiepski w tym to inne grupy juz go nie wezmą, a on samoczynnie z rynku zostanie zwolniony. Dlaczego też, licencjonowani nie są rozchwytywani na pniu przez grupy? Może są słabi a uzyskany certyfikat i licencja niczego poza umiejętnością ich zdobycia nie potwierdzają? Czas skończyć z tym skostniałym socjalistycznym regulowaniem gospodarki, przez co wszystko jest droższe niż powinno.