co powinno nieco ochłodzić
rozpalone głowy, którym byle odbicie pod starannie uprzednio
wyreżyserowaną i zaprogramowaną stratę/spadek mniejsze od
"prognoz" wystarczają do kolejnego ogłaszania hossy w bessie
Dobrze powiedziane.
Tym co się w ogóle nie uczą na historii giełdy proponuję przejrzeć prognozy Pana Pawła Juśa, który w czasie podobnego odbicia zdechłego kota w - uwaga - marcu 2008 ogłaszał, że rozpoczęła się już hossa i dojdziemy do 6000 na wig20.
http://wwww.hotmoney.pl/artykul/1603/9/po-sesji-panie-waldku-pan-sie-nie-boi.html
Wtedy mieliśmy "dziwnym trafem" tę samą porę roku co obecnie i równie "dziwnym trafem" w20 odbił się od 2700 do ponad 3150. Ten sam scenariusz następuje teraz, dokładnie takie samo podobne odbicie bez powodu i dokładnie te same przepowiednie nowej hossy w związku z tym (to samo fantazjowanie z fusów o poziomach 1920, 2000, a nawet 2500). Ciekawe jak wielu leszczy kupiło wtedy na górce na 3150 a potem utopiło bo sprzedało w dołku. Tym, którzy kupują na dokładnie tych samych zasadach teraz polecam się zastanowić, czy przypadkiem nie są jak tamci co kupowali na górce na 3150. Teraz w20 realizuje podobne scenariusze, przy czym nie jesteśmy już na 3150 ale w rejonie 1700 (to taki tylko "mały" szczegół).
Zaznaczam też, że potem rynek i tak spadł w dół bez żadnego konkretnego złego powodu, a nawet wbrew dobrym informacjom (to dla tych co powtarzają stereotypowy mit, że "giełda dyskontuje przyszłość", wtapiając kasę w imię złudnej nadziei).
A zatem to, że wskaźniki rosną czasem efektownie w bessie przez jakiś czas (zazwyczaj kilka tygodni lub nawet miesięcy, ale nigdy dłużej) nie oznacza wcale, że kończy się ta bessa. W każdym razie widać jak złudne może być ekscytowanie się chwilowymi wzrostami i prognozowanie na tej podstawie dalszej przyszłości. Jak widać - to nie działa. Gdyby działało to Pan Juś przewidziałby już hossę rok temu i obecnie mielibyśmy 6000 na w20. Ale nie mamy. Znów taki to tylko "mały" szczegół. Zaznaczam, że Pan Juś był tylko jednym z wielu anali (użyłem go tylko jako przykładu), którzy gadali wtedy o hossie. Tak jak teraz.
Poczytajcie analizy Pana Juśa. Jak widać on też wyznaczał opory i wsparcia na wykresie, które gdzieś tam przebiliśmy - podobna szarlataneria jaka ma miejsce teraz. Jak widać rynek w ogóle się czymś takim nie przejmuje i potem i tak robi co zechce i bezlitośnie spada gdzie chce (to dla tych co boją się, że po przejściu przez w20 nie zdążą już "wskoczyć do pędzącego pociągu" i "kupić taniej").
"Kto nie za historii ten jest skazany na jej powtarzanie"
"Historia Magistra Vitae Est” (Historia jest nauczycielką życia).
"Rynkowi czasem odbija, ale na dłuższą metę ma wagę i zawsze w końcu trzeźwieje" (Benjamin Graham).
PS Amerykanie doszli wczoraj do szczytu na 870 na SP500 i ponownie nie dali rady go przebić. Szybka realizacja zysków. Jeszcze kilka takich prób całowania się z sufitem i wielcy goście w końcu zrozumieją, że trzeba spieniężyć potężne zyski. Bo od dna na 666 jesteśmy już bardzo daleko. Oj, bardzo. To nie są długoterminowi inwestorzy i zawsze szybko realizują zyski w imię zasady "kupuj plotki sprzedawaj fakty" (a ta zasada działa). Obecnie te plotki to dobre wyniki stress testu. Nawet takie dobre wyniki (pewnie i tak będą spreparowane) hossy nie wrócą, bo zaraz po ich ogłoszeniu zacznie się sprzedawanie na zasadzie "sell good news". A nowych plotek pod które można by kupować na horyzoncie już nie widać.
No i pamiętajcie, że idzie maj a więc "sell in may and go away".