Jak czytam niektóre fora to wydaje mi się, że wszyscy czekają
na spadki.
Każdy z nich myśli, że giełda na jego życzenie zleci prawie do zera a potem będzie łaskawie miesiącami czekać aż wszyscy malkontenci zechcą się zaprosić do pociągu. Szkoda tylko, że rynek to nie koncert życzeń i zawsze będą rekiny, które zabiorą taką wymarzoną okazję sprzed nosa rzucając się na prawie darmowe
akcje i w ten sposób nieuchronnie windując rynek w górę.
Jednak nawet jak rynek znów zacznie spadać to malkontenci i tak znów nie kupią bo będą się bać. A nawet po resecie i uspokojeniu nie kupią bo przecież to co nie rośnie nie daje zysku więc po co to kupować, lepsza choćby lokata. Jak jednak potem zacznie to rosnąć to wtedy znów nie kupią dokładnie z tego samego powodu co teraz - bo to co urosło może przecież spaść. Powstaje błędne koło: jak spada to źle bo można stracić, choć jak spada to jest przecież coraz taniej i im rynek niżej tym bezpieczniej jest. Ale jak rośnie to też źle bo jest coraz drożej i to co rośnie może spaść. I nawet jak spadło i już ani nie rośnie ani nie spada to też źle bo nie można na tym zarobić. Zawsze źle, wieczne malkontenctwo. Masa ludzie chce "grać" na giełdzie ale tak naprawdę niewielu się do tego nadaje.
Tak naprawdę rynek dawał już nie raz okazje spóźnialskim do wejścia. Dwa razy spadł w rejony denek, raz na jesieni 2008 do 1471 a potem w lutym wrócił do dna na 1471 po czym przebił je i spadł do dna absolutnego na 1253. Potem kilka miesięcy był nisko i korekcił się znów dając masę okazji do wejścia spóźnialskim. Nawet teraz wciąż jest wiele okazji a masa dobrych spółek szoruje po dnie lub blisko, zaledwie kilka złotych wyżej (będąc lata świetlne od szczytów z hossy 2007 i lata świetlne od swego pełnego potencjału wzrostowego w skali długoterminowej, który może sięgać dużo dalej niż szczyty z hossy 2007). Spółki te zakupione teraz w skali następnych kilku lat dadzą ogromne zyski ale co tam, przecież dużo łatwiej jest zrzędzić niż robić coś konstruktywnego. To nasza cecha narodowa.
Ci którzy nie kupili jak rynek był na 1500 teraz żałują. Za rok dwa będą żałować, że nie kupili teraz. Zawsze będą tylko żałować i nic nie zrobią.
Tymczasem nawet kupowanie teraz spółek w rejonach den mimo ewentualnych przyszłych wahań jest dużo bezpieczniejsze niż kupowanie w hossie, bo te wahania będą niczym w skali zysków kilkuletnich i ewentualne drobne straty zostaną i tak nieuchronnie odrobione, tym szybciej im więcej dokupimy w razie jakiegoś spadku. Ale jak patrzę na rynek to widzę, że nadziani kolesie już raczej nie pozwolą na spadki bo oni teraz najwyraźniej przystąpili do gry. Widać to po tym, że po raz pierwszy w tej bessie mamy aż 9 miesięczny okres absencji spadków. To coś znaczy. Teraz będzie prędzej boczniak i powolna wspinaczka do góry niż zwała. Rynek spadać wiecznie nie może, przecież spadał bez przerwy 17 miesięcy. Choć znając chimeryczną naturę rynku nie wykluczam ewentualnych dużych spadków (fala C i typowy spadek na końcu każdej bessy), jak to było po podobnym rajdzie po krachu w 1929 roku (choć może ekwiwalent tego spadku zaliczyliśmy już w lutym), ale jeśli one nastąpią to będą stanowić nie lada okazje. Poza tym masa spóźnionych ludzi (pomijam malkontentów) czeka na zapakowanie się na dolnych poziomach cenowych więc nawet jak będzie jakiś spadek to rynek znów szybko odbije, jeszcze szybciej niż w lutym. I nawet jak teraz spadnie to malkontenci i tak znów nie kupią.