chichot dona
/ 46.215.23.* / 2013-12-11 15:37
- Widzieliśmy różne krążące liczby, odnoszące się do ewentualnej rekompensaty, jakiej potrzebowałaby Ukraina, aby wdrożyć umowę stowarzyszeniową z UE. Nie będziemy komentować tych liczb. Nie będziemy grać kwotami. Dobrobyt i przyszłość Ukrainy nie powinna być przedmiotem przetargu, w którym ten kto zaoferuje więcej, dostanie nagrodę - powiedział Bailly na konferencji prasowej.
Przecież to nie kwestia zasad ale możliwości.
Zwyczajnie UE nie stać na nawet dwadzieścia mld. euro.
UE chętnie pitoli o przyszłości ale o tym, że dojście do tej "przyszłości" jest przez pot, krew i łzy plebsu ukraińskiego to już raczej nie wspomina. Bo elyty sobie poradzą, UE wszak gwarantuje ekipie Janukowycza, że wpuści ich na europejskie salony jak Janukowycz wpuści UE na ukraiński rynek na dodatek na warunkach UE. Wystarczyła by rzetelna i obiektywna informacja na Ukrainie aby plebs wyrobił sobie zdanie. Na dodatek sposób prowadzenia negocjacji - UE bardziej negocjowała z opozycją niż z oficjalną legalną władzą. Nawet teraz, układa się z opozycją a nie z legalną władzą. Dzieje się tak dlatego, ponieważ tak miało być, wskutek umowy stowarzyszeniowej zdecydowanie pogorszyły by się warunki bytowe plebsu, obwiniono za to by ekipę Janukowycza a opozycja umyła by ręce zwalając wszystko na ekipę rządzącą. W bliskich już wyborach to opozycja zdobyła by przewagę. Wskutek niezadowolenia własnego społeczeństwa. Oczywiście zmasowana propaganda odpowiednio namąciła by i namieszała.
UE potrzebuje ukraińskiego rynku, ale nie może sobie pozwolić na partnerskie stosunki ponieważ najzwyczajniej na to jej nie stać, jest za biedna, jest w kryzysie.
UE trzyma się dyktatu, a to raczej nie wróży dobrze, brak elastyczności ze strony UE - o paradoksie - pokazuje wielką słabość UE.