Wapniak
/ 2013-07-13 20:23
/
Tysiącznik na forum
Polscy kolonizatorzy na Ukrainie?
- Lubię pisać pod włos - powiedział Daniel Beauvois, francuski uczony - rusycysta, polonista, historyk autor wielu książek i artykułów, między innymi ważnej rozprawy dotyczącej Uniwersytetu Wileńskiego, od 1980 roku skupiający się na tematyce ukraińskiej, w tym relacjach polsko - ukraińskich. To prawda. Jego najnowsza praca stała się pretekstem do rozmowy zatytułowanej "Demokracji szlacheckiej nie było", opublikowanej w "Gazecie Wyborczej" z 27 stycznia br. Patrząc chłodnym okiem, z zewnątrz, z pozycji cudzoziemca, nie obarczonego wyuczonymi w szkole i zasłyszanymi w domu stereotypami, rozprawia się w niej z niektórymi polskimi mitami historycznymi. Niżej zamieszczamy fragment poświęcony stosunkom panującym na wschodnich kresach. Tytuł pochodzi od redakcji.
Jarosław Kurski: Nie ma Pan dla Polaków litości. Pana książka sprawi zawód tym, którzy z kresów stworzyli obszar magicznej przeszłości, utraconą arkadię, eden. Właśnie ukazało się Pana monumentalne dzieło "Trójkąt ukraiński- szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914" (Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2005). 130-letnia historia trzech prowincji ruskich, historia ucisku ruskiego chłopa przez polskich panów, rugowania polskiej szlachty czynszowej przez polskich ziemian, historia polskiej kolonizacji Ukrainy. Obala Pan mity o polskiej tolerancji religijnej i demokracji szlacheckiej. Nie za dużo naraz?
Daniel Beauvois: Ta książka to największy trud mojego życia. 25 lat pracy. Rzeczywiście, nie spodoba się ona wyznawcom kresowego mitu. Cóż, kiedy dla mnie liczą się tylko dokumenty archiwalne, a nie literackie metafory. Odczarowanie pseudohistorii uważam za najpilniejsze zadanie dla historyków Europy Środkowo-Wschodniej. Dlaczego schorowaną pamięć mielibyśmy przyoblekać w metafizykę? Walka z megalomaniami narodowymi wymaga trzeźwości i rozumu, a nie patriotycznych uniesień.
Porównał Pan kolonizację polskich kresów do kolonizacji Algieru przez Francję. To nie jest dla nas miłe porównanie.
- Rzeczywiście, słowo "kolonializm"” może nie jest najszczęśliwsze w odniesieniu do sytuacji panującej na Ukrainie. Mówię o Ukrainie prawobrzeżnej, a więc Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie. Ale to co mogłem zaobserwować, nie pozostawia złudzeń. Zjawisko gnębienia ludu ukraińskiegoo przez polskich ziemian nie ulega wątpliwości. Choć obecność Polaków na Ukrainie była znacznie dawniejsza niż obecność Francuzów w Algierii, to nie zmienia faktu, że poddaństwo ruskich chłopów bliskie było niewolnictwu. Stosunki dworu z wsią były tak okrutne, jak na amerykańskich plantacjach bawełny, na francuskiej Martynice, czy gdzieś w Afryce. To naprawdę było coś strasznego.
Może to signum temporis? Po prostu w ówczesnej Europie i Rosji takie były stosunki społeczne także między polskim panem a polskim chłopem w centralnej Polsce?
- Naturalnie, poddaństwo między Polakami też było okrutne, ale na pewno łatwiej było się porozumieć ze sobą Polakom katolikom niż katolickim panom z prawosławnymi poddanymi. Tam dochodziły do głosu odmienności religii, kultury i języka, a to stwarzało napięcia znacznie większe niż w Polsce centralnej. Na Ukrainie panowała zadawniona nienawiść. Poczynając od unii brzeskiej. Przez czterdzieści lat od jej ustanowienia unia była instrumentem likwidacji prawosławia. To trwało aż do 1632 roku, kiedy król Władysław zrozumiał, że tak dalej być nie może, bo będą bunty.
Zresztą wśród wielu przyczyn późniejszego wybuchu powstania Chmielnickiego jedną z ważniejszych jest nienawiść do Polaków jako gnębicieli religii prawosławnej. Kozacy tylko dolali oliwy do ognia. Powstanie Chmielnickiego to trwałe pęknięcie w stosunkach polsko-ruskich. Historia się powtarza w czasie rzezi humańskiej w 1768 roku. To nie są błahostki. To sprawy bolesne i okrutne, które były rozstrzygane w sposób niesamowicie gwałtowny. To wyryło trwałe ślady w pamięci ludowej i Polaków, i Ukraińców.
- To wszystko zapewne prawda, ale brzmi trochę jednostronnie. Kniaź Jarema Wiśniowiecki, przecież ruski pan, przeszedł na katolicyzm, bo śnił o polskiej koronie i to on był gnębicielem ludu ukraińskiego. Tymczasem na czele kozackiego powstania stanął Bohdan Chmielnicki, który miał rodowód polskiego szlachcica. To wszystko jest trochę bardziej złożone.
- Magnaci ruscy byli zafascynowani kulturą polską i zmierzali do polonizacji. Chcieli stać się obywatelami Rzeczypospolitej, która dawała możliwość awansu i prestiżu. Przechodzili na katolicyzm, przyjmowali polską kulturę, a ich stosunek do poddanych byt tak samo okrutny jak stosunek wszystkich właścicieli ziemskich na Ukrainie bez względu na to czy byli to etniczni Polacy, czy etniczni Rusini. Ta różnica w XVIII w. zupełnie się zaciera. Czartoryscy, Potoccy, Sapiehowie, Lubomirscy już się nie odróżniają od Polaków, bo przejęli cechy polskości. I stali się...
- ... Gente Ruthenus, natione Polonus (