Ano jest coś z tego - jest problem dla 2000 pracowników. Jest również problem z tym, że - paradoksalnie - to co się utworzyło w przemyśle stoczniowym w tak zwanym "międzyczasie" doskonale prosperuje w Polsce. Żeby to było na zachodzie, to była by wymówka, że "u nas się nie da" ale się da. No i teraz mamy do wyboru, albo faktycznie pozwolić zamknąć stocznię i pozbyć się problemu, albo ją reanimować z perspektywą zmiany na firmę dochodową. Obie perspektywy kuszące, z tym, że logicznym było by wejść w to drugie rozwiązanie. Tylko dlaczego w ogóle stoczni pozwolono pójść w prywatne ręce? Czy nie po to właśnie, żeby ją - jako potencjalne "ognisko zapalne' - uciszyć na zawsze? a jeżeli tak, to rzad na to po prostu nie pozwoli. I tyle.