Oszolomowaty
/ 217.229.12.* / 2012-07-12 18:41
Wpis usunięty ze względu na regulamin forum.
Tutaj wiecej o prezydencie POsrańców:
"...Bronisław Komorowski dwa lata po zwycięstwie w wyborach prezydenckich przestał farbować włosy. W każdym razie teraz widać już wyraźnie siwiznę na coraz bardziej zaokrąglonej twarzy. Sylwetka mieszkańca Belwederu także nie zdradza ascezy – opięte garnitury mówią, że prezydent czuje się na swoim stanowisku jak pączek w maśle. Podobno otoczenie prezydenta zwróciło już uwagę na coraz bardziej wydatne krągłości i prezydent zaczął się odchudzać. Ale niezbyt gwałtownie, powolutku – do kolejnych wyborów i kampanii ma w końcu jeszcze trzy lata, a to przecież wtedy będzie potrzebny młodzieńczy wygląd, więc nie ma się po co katować zbyt drastycznymi dietami. Wiadomo nie od dziś, że Bronisław Komorowski postanowił nie rezygnować z kolejnej kadencji prezydenckiej i jego otoczenie mówi to już dziennikarzom otwarcie. Ba, skarży się nawet, jak czytamy we „Wprost”, że lider PO zapowiedział już prezydentowi, iż na kampanię prezydencką nie dostanie ani grosza. Kasa partii nie jest ponoć na tyle pełna, by pogodzić w 2015 r. wydatki zarówno na kampanię prezydencką, jak i planowaną kilka miesięcy później parlamentarną. Twarde dictum premiera nie powinno być zaskoczeniem – Donald Tusk także zdradzał ambicję, by jednak o miejsce pod żyrandolem w Belwederze powalczyć. Nie jest powiedziane jeszcze, że z tego pomysłu zrezygnował.
Przepychanki
Gdy obserwuje się te dwa lata kadencji prezydenta, trudno stwierdzić, na ile opisywany tu i ówdzie konflikt między Kancelariami premiera a prezydenta realnie istnieje i na ile jest głęboki. To, że Tusk niezbyt wysoko ceni byłego kolegę partyjnego, jest tajemnicą poliszynela. To, że Komorowski nie czuje się na tyle odważny ani silny, by prowadzić z nim równorzędną grę polityczną, także jest wiadome. Z całą pewnością istnieje dość zabawna rywalizacja, kto częściej i korzystniej pojawia się w mediach. W tym wypadku Bronisław Komorowski, mający za pośrednictwem Jana Dworaka i Krzysztofa Lufta decydujący głos w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, wcale nie jest słabszy od dysponującego rozbudowanym sztabem propagandowym premiera. Na Woronicza mówi się o czytelnym podziale – Jedynka jest ściśle podporządkowana ośrodkowi prezydenckiemu, Dwójka i reszta anten jest peeselowsko-rządowa. Świetnie było to widać w czasie Euro – każdy mecz transmitowany przez TVP był bogato inkrustowany ujęciami „pierwszego kibica”, a oczywistym elementem rozgrywek w telewizyjnej Jedynce był wywiad z prezydentem w ramach Wiadomości. Premier Tusk, dzięki licznym konferencjom prasowym wprawdzie też był obecny, jednak musiał kontentować się lansem przede wszystkim w TVN24.
Status quo
Przepychanki medialne czy spory o przyszłe kandydowanie nie są jednak na tyle mocne, by zachwiać status quo. W najważniejszych sprawach dla rządu prezydent jest całkowicie podporządkowany polityce Donalda Tuska. Dlatego nie miał żadnych wahań, gdy podpisywał ustawę o podwyższeniu wieku emerytalnego – przeciwnie, wziął udział w rozpisanym przez spin doktorów PO scenariuszu „konsultacji społecznych”, które miały przekonać Polaków do projektu lub raczej uśpić ich obawy. Komorowski powtarzał przy okazji różnych obmyślonych w tym celu medialnych eventów frazy wprost wyjęte z narracji rządu. To raczej rząd Tuska pozwala sobie – i to dość bezceremonialnie – na nonszalancję wobec lokatora Belwederu. Jedno z najważniejszych wystąpień dyplomatycznych rządu w czasie obecnej kadencji prezydenckiej – słynny hołd berliński Radosława Sikorskiego – w ogóle nie było skonsultowane z prezydentem. Ba, Bronisław Komorowski nie miał bladego pojęcia, co szef MSZ ma zamiar ogłosić. Ta sytuacja marginalizacji prezydenta w polityce międzynarodowej jest też stała. Działa zasada, zresztą wbrew zapisom konstytucji, wprowadzona w praktyce przez Donalda Tuska: do najważniejszych spraw polityki zagranicznej prezydent ma się nie wtrącać.
Bronisław Komorowski pozwala więc sobie tylko na delikatne publiczne polemiki z koncepcjami Radka Sikorskiego. Takie jak ta przy okazji zorganizowanej przez prezydenta debaty na temat integracji europejskiej, podczas której prezydent okazał lekki dystans wobec koncepcji lansowanej przez rząd i dał do zrozumienia, że idea federacyjnej Europy wydaje mu się wciąż atrakcyjna. Jednak to gesty bez realnego znaczenia. Obliczone są na użytek wewnętrzny, jako ukłon do centrowego i konserwatywnego wyborcy i pewnie ani przez chwilę prezydentowi nie przychodzi do głowy, że mógłby mieć realny wpływ na kształt europejskiej polityki rządu. Zresztą – przy tej wciąż niezwykle słabej merytorycznie prezydenturze – chyba nikt o tym w ten sposób nie myśli.
Mistrz