były
/ 80.51.178.* / 2006-04-19 10:39
zerwałem się z pracy w banku niedawno. czułem że zaczynam tam nie pasować. nie było mile widziane jeśli kończyłem pracę punktualnie, o nadgodzinach należało zapomnieć. w nadgodzinach tych pracowało się na bieżąco, nie zaś jak niektórzy sądzą - nadrabiało się zaległości. no chyba że zaległością jest niewykonanie planu sprzedażowego... nadgodziny wpisywane do jakiegoś zeszyciku "drugiego obiegu", podobno wykorzystywanego przy podziale premii...
nawiedzony dyrektor oddziału, odrzut z centrali (zresztą już odrzucony także z oddziału), jego próby przepierki mózgów u podległych pracowników. narady typu amway-owego, z burzą oklasków, pytania typu :dlaczego nie sprzedałem karty kredytowej księdzu, gdy dziecko stawało do I komunii? wciskanie klientom bzdetów, że oprocentowanie kredytu czy lokat jest konkurencyjne (cóż szkodzi, że jedynie przez miesiąc, albo w wirtualnej reklamowej rzeczywistości?). Rozumiem że w całej gospodarce aby cokowolwiek sprzedać trzeba nieco pokoloryzować. Ale jeśli sam nie jestem przekonany do zakupu chłamu, to nie mam zamiaru wciskać go naiwnym. tak zejdzie się do poziomu PROVIDENTA albo kolesi z mafii, również oferujących pewnego typu "produkty bankowe", podobno też konkurencyjnie.
cóż, takie jest życie...