acomitam
/ 91.238.233.* / 2013-04-12 14:25
Co racja, to racja. U nas wędkarzy to czasami nawet trudno ochrzcić tym mianem. Co na haku, to do siateczki, a później na petalkę lub dla legendarnego kota. Wymiar ochronny? Toć to dla frajerów. Tych którzy wypuszczają złowione ryby, jak niżej podpisany, można policzyć na palcach. Nic dziwnego że polskie wody świeca pustakmi. Nawet wydawałoby się rzeka nie do zniszczenia - Wisła - się wyrybiła. Za komuny, gdy królową polskich rzek płynęły niesłychane gluty, ryby było o niebo więcej. Ataki drapieżników słychać było z drugiego brzegu, a to u nas ponad pół kilometra!!! Obficie występował szczupak, sandacz, boleń, jaź, kleń, a stada leszczy liczyły setki osobników, i to czasami sztuk o wadze 3+ kg. A teraz? Zgliszcza i pustka, nic się nie spławia, nic nie żeruje. Swoje dokładają też rybacy łowiący na sieci. Niby mają (w naszym okręgu) zakaz połowu w weekendy, ale mają to w nosie. Gdy do rzeki wchodzi troć, przegradzają prawie całe koryto siecią i spływają kilka kilometrów. I tak całymi dniami. Główki poobstawiane sieciami, że nie ma jak spinningować. A zarząd PZW ma się dobrze. Najważniejsze, że składki wpływają, co roku oczywiście wyższe.