bartek-99
/ 82.114.74.* / 2007-07-09 11:19
Dziekuje za rzeczowa (i wywazona) odpowiedz. Generalnie nie planuje zadnych powaznych wydatkow w najblizszej pieciolatce. A jesli nawet, to tylko na kredyt (nieruchomosc). Oczywiscie nigdy nie mozna wykluczyc sytuacji losowych o ktorych piszesz, ale patrzac z takiej perspektywy, trzeba byloby trzymac wszystko na lokatach i jeszcze bac sie utraty procentow od niej, gdyby przyszlo niespodziewanie zaplacic okup za porwana tesciowa (choc tego akurat sie nie boje). Bez ryzyka nie ma zysku, nie ma cudow. Pewnie, ze nalezaloby okreslic wielkosc indywidualnie akceptowalnego ryzyka.
W 2004 roku zainwestowalem, dzieki uprzejmej propozycji pani z mojego banku, zarobione za granica dolary w fundusz obligacji dolarowych. Nawet nie pamietam jaki zysk ten fundusz wypracowal przez dwa lata trwania inwestycji, ale kurs dolara w miedzyczasie tak polecial w dol, ze trudno mowic o jakimkolwiek zysku. I to byly poczatki moich inwestycji. Od tego czasu zaczalem sie powoli interesowac inwestowaniem w fundusze i od dwoch lat juz samodzielnie wypracowuje duzo bardziej satysfakcjonujace mnie zyski, korzystajac z dobrej koniunktury na gieldzie. Przestalem bawic sie w polsrodki i inwestowac bezpiecznie, bo to wlasnie wtedy stracilem najwiecej pieniedzy. I przestalem sluchac rad bankowych doradczyn inwestycyjnych, bo kazda ich podpowiedz byla do tej pory finansowa klapa. Teraz odrabiam stracone pierwsze dwa lata. Zaliczylem kilka korekt, probowalem lapac gorki i dolki (bez sukcesow finansowych) i chyba juz oswoilem sie z gieldowa sinusoida. Oczywiscie nadal boje sie najgorszego - kilkuletniej bessy, ale mam wrazenie ze jej grozba jest na razie nierealna. Przyklad Japonii, ktory podales, wydaje mi sie nieco nieadekwatny do naszej sytuacji gospodarczej. Japonska gospodarka osiagnela szczyty, do ktorych nam jeszcze daleko, a nasza gospodarka nie ma innego wyjscia, jak tylko sie rozwijac po wielu latach gospodarki "nierynkowej". Wejscie do Unii Europejskiej otworzylo nam wiele perspektyw, doplyw gotowki oraz kontrole europejskich ekonomistow. Jak do tej pory, zaden nowoprzyjety do UE kraj nie zbankrutowal, rynek sie nie zalamal. To wszystko napawa optymizmem.
Wiem, ze zaden ze mnie fachowiec z zakresu ekonomii (patrz: glebsza bessa), a moj sposob myslenia jest na pewno w zwiazku z tym prymitywny. Ale czy w perspektywie dlugoterminowej nie inwestuje sie agresywnie? Czy zakladajac inwestycyjne konta emerytalne ktos z Was wybralby fundusz obligacji? A ja tak traktuje swoja inwestycje - jako kapital przyszlosci, ktory pozwoli mi nie zastanawiac sie nad wysokoscia mojej ZUS-owskiej emerytury oraz sposobu wyplat swiadczen z drugiego filara.
I dlatego denerwuja mnie zamieszczane tu zlosliwe teksty o pazernosci ludzkiej i wysmiewanie wszystkich agresywnie inwestujacych.