Ralista
/ 46.229.149.* / 2015-03-02 10:21
Pośród krajów UE mających dostęp do Bałtyku tylko Polska dała sobie narzucić tzw. roczne kwoty połowowe dorsza. Tylko polscy rybacy muszą przestrzegać okresu ochronnego. Wszystkie inne kraje łowią kiedy chcą i ile chcą, także tuż przy granicy naszych wód przybrzeżnych. Tak więc polscy rybacy odchodzą od fachu. Fakt, za zezłomowanie kutra przysługuje niemała rekompensata. Lecz to nie tylko rybacy są w plecy. Padają hurtownie i zakłady przetwórcze. Które jeszcze niedawno 80% produkcji kierowały na eksport. Bardzo chłonne rynki zbytu, np. w Rosji, zostały przejęte przez Niemców, Szwedów czy Duńczyków. Efekt jest taki, że nawet jeśli znajdziemy w sklepie mrożone dorsze, to pochodzą one z importu. Bo Polakom nie wolno łowić.
Opłaty dla wędkarzy? Za armatora uważany jest nawet ktoś, kto niedaleko brzegu kręci się na swojej małej łódeczce. Więc za prawo do złowienia parunastu fląder też będzie musiał wyłożyć 3 tys. rocznie. Zat. Pucka czy Gdańska, dokąd w maju przyjeżdża mnóstwo wędkarzy polujących na belony, to też wody morskie. Za te pieniądze lepiej będzie wybrać się kilka razy np. na Bornholm czy na szwedzkie szkiery. Gdzie ryb więcej, zaś kosztuje tylko podróż i pobyt na miejscu. Tak więc zarobią na nas np. Duńczycy (przewoźnicy, armatorzy, właściciele pensjonatów, restauratorzy, zaś polskie pensjonaty, poza sezonem zarabiające w zasadzie głównie na turystyce wędkarskiej, będą świecić pustkami. Więc klepać biedę, a w nieodległej przyszłości plajtować.