Pan Bronisław, kierowca z Krakowa, dostał na początku grudnia pismo z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego informujące, że fotoradar uwiecznił na zdjęciu jego samochód w momencie, gdy przekraczał dozwoloną prędkość o 30 km/godz. Podano datę i miejsce wykroczenia, a także numer zdjęcia. Ale samej fotografii już nie dołączono.
Pan Bronisław z dokumentu dowiedział się również, że ma tydzień na wskazanie, kto wówczas kierował autem. Czy był to on sam? Czy był to ktoś inny? Czy nie pamięta, komu użyczył wtedy samochodu? (Jeśli się przyzna, zapłaci 200 zł i dostanie punkty karne, jeśli nie wskaże nikogo - musi zapłacić 300 zł kary). Dowiedział się też, że jeśli nie odeśle formularza w ciągu tygodnia, musi obowiązkowo przyjechać do Warszawy. Po co? "Celem stawiennictwa jest przesłuchanie danej osoby odnośnie do okoliczności popełniania wykroczenia, mające na celu ustalenie jego sprawcy" - wyjaśnia GITD. - Zdębiałem. Nie rozumiem, czemu nie pokazano mi zdjęcia, skoro do tej pory zawsze wysyłano fotografie z fotoradaru. Prowadzimy z żoną samochód na zmianę, nie pamiętam, kto z nas siedział wtedy za kółkiem. Poza tym, skąd mogę wiedzieć, czy maszyna rzeczywiście uchwyciła moje auto, gdy przekraczałem prędkość? To tylko sprzęt, może się zepsuć, pomylić - irytuje się kierowca.
Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,13062135,Dostaniesz_mandat__Zdjecia_z_fotoradaru_nie_zobaczysz.html#MT#ixzz2FJ82qPWw
----------------
Państwo POlicyjne się rozkręca.
Niedługo zacznątakie listy wysyłać do losowych ludzi.
Większości z poza Mazowieckiego nie będzie sięopłaciło dla 300PLN jechać do Warszawy walczyćo swoje.