środa, 21 maja 2008
Każdy pretekst dobry, jeśli chce się zrealizować zyski
Sesja w USA była logiczną kontynuacją tego, co widzieliśmy już w poniedziałek. We wtorek gracze nie dostali zbyt wielu informacji, a z pewnością nie takie, które same z siebie kazałyby im sprzedawać
akcje. Mówiło się sporo o raporcie o inflacji w cenach producenta (PPI), ale zajmowanie się nimi jest nieporozumieniem. Okazało się, że główna miara inflacji PPI wzrosła nieco mniej niż oczekiwano (6,5 procent w skali roku), a inflacja bazowa wzrosła o 3 procent, czyli najmocniej od 17 lat. Pamiętać jednak trzeba, że Fed praktycznie nie zwraca uwagi na PPI. Gracze prawie nigdy na te dane nie reagują, a poza tym przecież pamiętali jeszcze, że o wiele ważniejsza inflacja CPI wzrosła mniej niż oczekiwano. Innymi słowy: był to tylko pretekst do wyprzedaży akcji.
Gdyby rynki tak bardzo przejęły się danymi makro to przecież umocniłby się dolar. Tymczasem jednak kurs EUR/USD mocno rósł. Słaby dolar wspomagał posiadaczy kontraktów na surowce. Nadal drożała (szybko, bo o 1,6 proc.) ropa. W zależności od tego, na jaką serię kontraktów się patrzy przebiła 129 lub zbliżyła się do 130 USD za baryłkę. Pomagał bykom na tym rynku Boone Pickens, szef i założyciel funduszu hedżingowego BP Capital twierdząc, że ropa podrożeje w tym roku do 150 USD. Potwierdzał tym zasadność prognozy Goldman Sachs (141 USD w lipcu).
Mówiło się, że to cena ropy wystraszyła graczy na rynku akcji. Z pewnością również miała wpływ, bo przecież jest gdzieś granica, od której droga ropa może straszyć. Jednak można by zadać pytanie: dlaczego akurat we wtorek przy tej cenie, a nie o jednego dolara niższej? Podejrzewam, że to był prostu pretekst, dzięki któremu łatwiej realizował się zyski. Napływające z rynku informacje też posiadaczy akcji nie rozpieszczały. Wyniki kwartalne sieci sprzedaży Home Depot (wyposażenie domów) były fatalne.
Znowu postraszyła też graczy wpływowa analityczka firmy Oppenheimer. Meredith Whitney powiedziała, że kryzys na rynku kredytowym przeciągnie się i będzie kontynuowany również w 2009 roku. Stwierdziła też, że czeka rynek trzy lata strat. Przy okazji obniżyła rekomendacje dla wielu spółek sektora finansowego. Piszę o tej opinii niespecjalnie wierząc, że miała ona decydujące znaczenie. Analityków jest wielu, opinii również, a pani Meredith Whitney na razie pokazuję ładną twarz, ale trudno powiedzieć, czy będzie miała rację. Ale pretekst do realizacji zysków był znakomity. Sesja zakończyła się umiarkowanym spadkiem indeksu szerokiego rynku (S&P 500), który w niczym nie zmienia obrazu rynku.
08:27, piotr.kuczynski
Link Dodaj komentarz »