... Rządy chyba wszystkich państw świata zajmują się teraz planami pobudzenia swoich gospodarek. Poza różnymi mającymi ułatwiać życie posunięciami administracyjnymi plany te sprowadzają się do pozostawienia w kieszeniach obywateli i przedsiębiorców więcej pieniędzy poprzez ulgi podatkowe i do rozdawania lub pożyczania pieniędzy potrzebującym - i obywatelom, i firmom. Wydatki te trzeba czymś sfinansować, a wpływy podatkowe przecież maleją. Prywatyzacja w chwili gdy giełdy są na dnie,
nie wchodzi w rachubę, zresztą w krajach takich jak USA niewiele jest do sprywatyzowania. Pozostaje korzystanie ze zgromadzonych na czarną godzinę rezerw walutowych i emitowanie zwiększonej liczby obligacji państwowych.
Rezerwy są zwykle przechowywane w postaci obligacji wyemitowanych przez potęgi gospodarcze, czyli USA, kraje strefy euro, Japonię i Wielką Brytanię. Wiele krajów będzie zatem pozbywało się obligacji tych emitentów właśnie wtedy, gdy oni sami będą chcieli sprzedać ich jak najwięcej. Kto kupi te obligacje? Na pewno ktoś taki się znajdzie, pytanie tylko, po jakiej cenie. Na razie ceny obligacji na świecie są wysokie, bo gdy zanika wzrost gospodarczy, to spada też inflacja, a wtedy obligacje idą w górę. Innym czynnikiem powodującym wzrost cen obligacji najmocniejszych państw jest ucieczka inwestorów przed ryzykiem inwestycji w
akcje czy w słabsze waluty.
I tu dochodzimy do najciekawszego momentu. Otóż w najtrudniejszej sytuacji są Stany Zjednoczone. Ich ogromna gospodarka potrzebuje równie ogromnych, liczonych na ponad bilion dolarów (bilion to milion milionów w Europie, w Ameryce taką liczbę nazywa się trylionem) sum na pobudzenie. Dolar jest wciąż najważniejszą walutą rezerwową, więc inne państwa będą likwidowały części swoich rezerw, przechowywane w obligacjach rządu USA, a zatem na zakupy z ich strony nie bardzo można liczyć. Najlepszym przykładem są Chiny - Amerykanie kupują od nich mniej towarów, więc Chińczycy po prostu nie będą mieli czego lokować w Stanach. Ale wyobraźmy sobie, że znajdą się fundusze lub inne instytucje finansowe, które zdecydują się sfinansować tegoroczny
ogromny deficyt budżetowy USA. Jeśli to zrobią, to rząd amerykański uzyska środki na plany pobudzenia gospodarki. Jeśli plany te przyniosą powodzenie, to kursy akcji zaczną rosnąć, pojawi się wzrost gospodarczy, a wraz z nim inflacja. Wzrost ten powoli przeniesie się i do innych krajów, a zatem inwestorzy chętniej będą inwestowali w ich waluty i
akcje. To wszystko razem musi doprowadzić do znacznego spadku cen obligacji amerykańskich.
Kupując te obligacje teraz, inwestorzy pomagają sfinansować plan, który, jeśli się powiedzie, sprowadzi na nich utratę znacznej wartości tej inwestycji. Obligacje opłaci się w takich warunkach kupić tylko po cenach znacznie niższych niż obecne. Z kolei kupowanie ich po teraźniejszych cenach może być oznaką braku wiary w powodzenie planów pomocy. Tak czy inaczej, czekają nas emocjonujące zmagania na rynku długu. Analitycy mówią już o bańce spekulacyjnej na amerykańskich obligacjach. Spadek ich cen pociągnąłby w dół także wartość dolara i wszyscy posiadacze tej waluty na świecie zapłaciliby w ten sposób wysoką ceną za ratowanie gospodarki USA. Gra idzie więc o wysoką stawkę
"Gazeta Polska"