Pilsener
/ 2009-12-07 10:31
/
Sofciarski Cyklinator Parkietów
"odkrywszy na nowo uroki keynesowskiego majsterkowania" - nie sądzę, by Keynes był tak daleko idącym zwolennikiem tego, co dziś wyprawiają z gospodarką monetaryści, z tego co pamiętam zakładał spłaszczanie cykli koniunkturalnych a nie drukowanie kabzy, które miało napędzić popyt poprzez inflację. Deficyt budżetowy natomiast mógł się pojawić jedynie w czasach dekoniunktury, tymczasem absurdem jest, że państwo już mocno zadłużone, którego problemy gospodarcze wynikają w 90% z tego zadłużenia chce zwalczyć dekoniunkturę zadłużając się jeszcze bardziej! Idąc tym tokiem myślenia to nie pozostaje nic robić, tylko drukować kabzę i pędzić deficyt do 1000% PKB, pójdźmy drogą Japonii.
Trudność w osiągnięciu nawet krótkotrwałego ożywienia na kredyt dowodzi tylko mojej tezy, że pobudzanie czy stymulowanie to bzdura. Dlaczego? Bo niemal 100% wydawanej przez rząd kasy trafi prędzej czy później na jakieś bankowe konto w postaci depozytu, natomiast bank zamiast udzielić z tych depozytów kredytu np. dla fabryki traktorów woli kupić obligacje, które rząd wyemitował by pozyskać pieniądze na "aktywizację akcji kredytowej", niestety perpetum mobile nie ma prawa działać, w rzeczywistości rząd odessał z wolnego rynku tyle kasy, ile wynosi różnica pomiędzy wyemitowanymi obligacjami a publicznymi dotacjami, ponieważ kasy na wolnym rynku rząd ją drukuje i koło się zamyka a gospodarka zamiast się stabilizować kiwa się jak hipopotam.
Jakie z tego wnioski: w czasach dekoniunktury należy ulżyć gospodarce poprzez zmniejszenie wydatków publicznych, redukcję administracj i obniżkę podatków, jeśli deficyt to niski i krótkotrwały, wynikający z obniżek podatków a nie rozbuchanych pakietów stymulacyjnych. Do Niemców chyba pomału to dociera. Jest jeszcze aspekt moralny: dlaczego mamy żyć na koszt przyszłych pokoleń, nawet gdyby to było ekonomicznie uzasadnione? Dlaczego mamy kazać naszym dzieciom spłacać nasze długi?