a teraz na powaznie...zachaczjac o cudofix i JP Morgan ktorego zarzadzajacym w naszej czesci europy jest pan ....Stypułkowski
mały dziennikarz śledczy"
Nie wiem czy dziwacy robiący spisy przeróżnych rekordów znaleźli w swoich spisach miejsce na kategorię „najszybszy dziennikarz śledczy”, ale – gdyby znaleźli – na pierwszym miejscu znalazłby się z pewnością ten as z „Rzeczypospolitej”, który ekspresowym tempie przeprowadził dziennikarskie śledztwo w sprawie przeszłości pana Jaromira Netzela, nowego prezesa PZU.
Tak się jakoś składa, że pewne dziennikarskie materiały śledcze pojawiają się jak na zamówienie, oczywiście nie sugeruję niczego – poza sprawnością naszych dziennikarzy. Netzel ani mi brat, ani swat, co z nim będzie zobaczymy, ale w całej tej sprawie zabrakło mi informacji o starym prezesie PZU, panu Cezarym Stypułkowskim. Dowiedzieliśmy się, że to dobry fachowiec, i – właściwie - nic więcej. I to już był dobry powód, by zabawić się w dziennikarza śledczego. Bo też – powiedzmy sobie wprost - któżby nie chciał być dziś śledczym dziennikarzem? Dawniej (w młodym wieku) każdy chciał być kominiarzem, kosmonautą, czasem – aż wstyd pisać – milicjantem, dziś, pewien jestem, dzieci bawią się w dziennikarzy śledczych. Dziennikarz śledczy - oto pozytywny bohater naszych czasów. Uczciwy i bezwzględny tropiciel afer, nie pobłażający nikomu bojownik o Prawdę. To i ja tak chcę. Chociaż w skali „mini”. Ale – do rzeczy.
Otóż, pan Cezary Stypułkowski to, okazuje się, postać niezmiernie interesująca. Doradzał rządom PRL, sekretarzował Komitetowi Rady Ministrów ds. Reformy Gospodarczej, był też - w latach 80-tych - stypendystą Fulbrighta. Ta ostatnia informacja jest szczególnie ciekawa. Otóż, w latach 80-tych na zagraniczne stypendia wysłana została grupa osób, które później odegrać miały kluczową rolę w czasie "transformacji ustrojowej". Jadwiga Staniszkis nazywa ich „pokoleniem 84”, jej zdaniem te wyjazdy były elementem scenariusza rozgrywanego przez władze PRL. Rzecz prosta najgłośniejszym przedstawicielem „pokolenia 84” jest „ojciec polskiej złotówki” Leszek Balcerowicz, ale - wracajmy do Stypułkowskiego. W 1991 roku Stypułkowski zostaje prezesem Banku Handlowego, kilka lat później odgrywa wiodącą rolę przy jego prywatyzacji. No, już o Banku Handlowym aż strach pisać. Sami sobie pogrzebcie. Dość powiedzieć, że na jego czele mógł się znaleźć tylko ktoś wyjątkowy, bo był to bank szczególny. Ot, na przykład - to za jego pośrednictwem operował niegdyś FOZZ. Starczy. BH zostawmy w spokoju, zajmijmy się innym bankiem, w którego orbicie pojawia się postać Stypułkowskiego, czyli Bankiem Inicjatyw Gospodarczych. BIG powstał w czerwcu 1989 roku, zakładały go osoby prywatne, między innymi późniejszy współzałożyciel Platformy Obywatelskiej Andrzej Olechowski (tak, zgadliście - to jeden z "pokolenia 84"), firmy państwowe, w tym PZU (po latach upasiony w międzyczasie BIG będzie brał udział w prywatyzacji PZU), a także prywatne spółki. Jakie spółki zakładały BIG? Na przykład "Interster". Otóż, tenże "Interster" dostał 4 miliardy (starych) złotych pożyczki od Komitetu ds. Młodzieży, na czele którego stał wówczas Aleksander Kwaśniewski. Dodajmy, że pieniądze nigdy zwrócone nie zostały. Komitet ds. Młodzieży ma zresztą jeszcze większe zasługi w budowie polskiego kapitalizmu, wsparł finansowo chociażby Bank Turystyki (był to czas burzliwego rozwoju sektora bankowego), szefem Rady Nadzorczej Banku Turystyki został pan Olechowski, ale zaznaczmy to tylko na marginesie, bo interesuje nas raczej BIG. Przy zakładaniu BIG czynnych było jeszcze całe mnóstwo innych interesujących postaci, na przykład pan Aleksander Borwicz, od października 1989 roku dyrektor gabinetu I sekretarza KC PZPR, nazwisko Borwicza pojawia się w kontekście sprawy "moskiewskiej pożyczki". BIG rozwijał się błyskawicznie, weźmy na przykład coś takiego: w 1990 roku 160 miliardów (starych) złotych lokuje w banku nasz stary znajomy FOZZ, tylko jedna operacja tymi pieniędzmi przyniosła BIG-owi ponoć 1,8 miliarda zysku. Wokół takich właśnie spraw obracał się pan Stypułkowski, będący, bez wątpienia, dobrym fachowcem. No dobrze, a co stało się z udziałami jakie w BIG miało PZU? Otóż, w 1999 roku stojący akurat na czele PZU panowie Jamrorzy i Wieczerzak wpadli na pomysł, by sprzedać
akcje BIG-u Niemcom z Deutsche Banku. Wybuchła panika. Z Davos wrócił na gwałt Marek Belka („pokolenie 84”) i transakcję zablokował.
Akcje później sprzedano, ale – Portugalczykom, ponoć gwarantowało to utrzymanie pozycji ludzi Kwaśniewskiego w BIG. A jaki był dalszy los panów Wieczerzaka i Jamrorzego – wiemy.
Belka dbał o BIG już wcześniej, w 1997, będąc ministrem finansów sprzedał BIG-owi pakiet kontrolny Banku Gdańskiego, później konsorcjum Eureko - BIG Bank Gdański (Bank Millenium) czynne było przy prywatyzacji PZU. Na