Forum Polityka, aktualnościGospodarka

Wójcikowski: Czy drogi złoty nam się opłaca?

Wójcikowski: Czy drogi złoty nam się opłaca?

Wyświetlaj:
ch / 79.187.35.* / 2007-12-20 17:44
tak opłaca jak to pani żyta mówiła możemy teraz wyjeżdżać na wakacje, studiować za granica, wiecej głupot jakimi nas karmiono nie pamiętam, pamiętam natomiast jak ludzie w zakładach pracy spali na styropianie oby nam wszystkim Polakom żyło sie lepiej a jak jest to sami wiecie, natomiast ci co spali na styropianie grzebią w śmietnikach bo nie mają za co kupić drogiego na poziomie UE żarcia
historyk / 87.206.151.* / 2007-12-20 21:12
a ci co ich pałowali i do nich strzelali cieszą się wysoką pozycją emerytalną i oprócz tego mają jeszcze zapewne inne dochodowe działalności jak np doradztwo czy ochrona mienia
Ktoś / 208.186.134.* / 2007-12-19 21:29
Jakbym Gadomskiego z "Wyborczej" czytał.
Zbitka ta jest popularna wśród niektórych naszych ekonomistów, siedzących sobie w wieżach z kości słoniowej. A prawda jest taka, że jak siła robocza jest wykwalifikowana, to nie jest tania. A jak jest tania, to nie jest wykwalifikowana. Przynajmniej, jeśli się nie pozamyka granic.

Tymczasem dla tej najwyżej wykwalifikowanej siły roboczej granice były otwarte zawsze. Naukowcy i inżynierowie z najwyższej półki jechali do USA (głównie). Od paru lat drzwi (do Europy) się otworzyły dla grupy "B": przeciętnych ludzi po studiach i robotników wykwalifikowanych. Wysokie płace są złe dla gospodarki? Być może, ale brak pracowników jeszcze gorszy.

Panowie ekonomiści, wpływający (również pisaniną w mediach) na naszą politykę gospodarczą: dajcie sobie spokój z ideą "taniej, wykwalifikowanej", bo już wystarczająco dużo szkody narobiliście. Otóż wykwalifikowane kadry mieliśmy od dawna (dowód: a proszę sobie zobaczyć, jak się te kadry doskonale znajdują po wyjeździe za granicę). Wasze doktrynerskie próby zrobienia z nich na dodatek "taniej" siły roboczej miały skutek tylko taki, że te wykwalifikowane kadry zostały wypchnięte za granicę. Tymczasem nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że taniością produkcji i tak nie będziemy w stanie konkurować z Azją. Mieliśmy pełne szanse konkurować jako kraj z gospodarką opartą o wiedzę. Czy nadal mamy, tego już nie wiem, za mało mam kontaktu z Polską (od już około 10 lat). Ale jeśli jeszcze mamy, to lepiej zmieńcie paradygmat, póki jeszcze czas...
Marqus / 83.29.164.* / 2007-12-19 22:33
10 lat temu to była prawie oaza wolnego rynku - w każdym razie w porównaniu ze stanem obecnym. Szanse mamy raczej nikłe. Bliżej nam do UE niż USA , a to właśnie ten kraj o stosunkowo wolnorynkowej gospodarce ściąga najlepszych z całego świata. Resztę odsieje Europa i zostaniemy rezerwuarem taniej , dość dobrze wykształconej i łatwo asymilującej się siły roboczej.
konsultant / 83.4.99.* / 2007-12-19 21:18
Wlasnie dzis jeden z moich klientow francuskich zrezygnowal z zamiaru rozpoczecia dzialalnosci w Polsce. Czynsz za wynajem hal jest na poziomie kosztu czynszu we Francji.
Podobnie z innymi kosztami + biurokracja skutecznie go odstraszyly. Oto co nam dala tzw.mocna zlotowka.
Nie jestesmy juz atrakcyjni jako kraj.
scorpion1 / 195.38.12.* / 2007-12-20 07:28
A co nam po francuskich inwestorach??? Tacy jak Carefour, Geant, Leclerk nie generują żadnego podatku dla Polski. W zasadzie jak im sie opłaca? Koszty uzyskania przychodu ciągle wyższe od przychodów...
historyk / 80.50.180.* / 2007-12-19 19:28
mocny złoty zbliża Polske do starych krajów Unii to jedna prawda, druga to że mocny złoty daje starym krajom unii duży eksport, cel jednak jest ciekawy czy i kiedy ceny w Polsce będą porównywalne z cenami w starej unii, czy ta integracja nastąpi i jak ten wzrost cen będzie proporcjonalny do płac w Polsce. Interes polega na tym aby najwięcej sprzedawać innym ale może również polegać na tym aby inni pracowali za grosze a towary były tak samo drogie. Którą drogę wybierze stara Europa do czasu wprowadzenia euro w Polsce.
xxxyyyzzz / 83.151.38.* / 2007-12-19 13:58
Zacytuję Państwu fragment dyskusji ,który jest częścią szerszej polemiki.Jako że się z nią w pełni zgadzam, to nie będę ubierał w swoje słowa tylko puszczę bez przeróbek:
"Jest np. panstwo, a w nim jakas ilosc towarow i uslug. Powiedzmy T- jest to liczba odpowiadajaca lacznej wartosci tych towarow. A LICZBA zapisana na banknotach i w pamieci komputerow wynosi powiedzmy L (Ta liczba to suma wszystkich pieniedzy) . Wyobrazmy sobie teraz, ze ja jestem "emitentem". Otoz idealizujac (pomijajac trudnosci praktyczne) jesli wydrukuje sobie w ciagu np. nocy liczbe nowych pieniedzy o wartosci L to bede mogl...przejac wszystkie towary znajdujace sie na rynku !
Poniewaz ceny towarow ustalily sie na rynku tak by zrownowazyc liczbe L, czyli liczbe pieniadzy.
(Zakladam, ze mam wspolnikow, ktorzy mi pomoga i "obstawia" wszystkie punkty, w ktorych sa jakies towary i po prostu wykupia te towary zanim sprzedawcy, czyli wlasciciele tych towarow zdaza sie zorientowac co sie dzieje.)

Oczywiscie ta idealizacja jest tylko idealizacja. Wszystkich towarow nie uda mi sie wykupic. Ale latwo sie domyslic, ze jesli bede dobrze zorganizowany to uda mi sie wykupic ZNACZNA ILOSC TOWAROW po ZANIZONYCH CENACH. Poniewaz ludzie nie zdaza sie zorientowac, ze pojawil sie nowy pieniadz na rynku.

Emisja pieniadza jest to wiec OSZUSTWO! I to "oszustwo idealne", bo podrobiony pieniadz (wyemitowany) jest NIE DO ODROZNIENIA od pieniadza starego!
Teoretycznie moga wyemitowac ile zechca. Praktycznie zas sytuacja jest porownywalna z wlascicielem niewolnikow. Otoz wlasciciel tez nie moze za bardzo przemeczyc niewolnika, bo ten mu umrze z wycienczenia.
Stad tez i "emitenci" nie moga tak do woli "emitowac" (czytaj OKRADAC). Bo jesli zaczna za bardzo "emitowac" (okradac!) to ludzie zaczna sie buntowac i niepokoic (inflacja, spadek poziomu zycia).
Jezeli jednak "emitentow" jest stosunkowo NIEWIELU, to moga oni...ZYC SPOKOJNIE NIC NIE ROBIAC !!!
Pardon. Nie tyle "nic nie robiac" ile raczej... robiac pieniadze.
Doslownie !
(Choc z drugiej strony przy obecnej komputeryzacji "emisji" z powodzeniem moze dokonac...komputer za nacisnieciem klawisza).

Nie ma to jak byc "bankierem"!

PS. Oczywiscie bankier, np. prezes NBP musi jeszcze "analizowac wskazniki" (gospodarcze), by "zmylic przeciwnika", by zwykli ludzie sie nie polapali o co tutaj chodzi. "
Koniec cytatu
pa
Floyd / 2007-12-19 18:57 / Tysiącznik na forum
Jak bym czytał pana JKM.
@@@ / 195.90.107.* / 2007-12-19 14:30

Oczywiscie bankier, np. prezes NBP musi jeszcze "analizowac wskazniki" (gospodarcze),
by "zmylic przeciwnika", by zwykli ludzie sie nie polapali o co tutaj chodzi.

Albo utajnic wskaznik M3 jak to zrobil niedawno nowy szef FED.
Cspostrzegawczy / 2007-12-19 13:25 / Tysiącznik na forum
Trzeba się pogodzić z tym, że ceny zywności beą rosnąć.
Wiąże się to z bogacenie sie krajów takich jak Chiny czy Indie.
Dlatego nie należy za bardzo przejmować się teraz tym wzrostem inflacji, gdyz oparty jest na cenach żywności i nie ma dalszego charakteru proinflacyjnego.
Trzeba założyć , że wydatki na żywnoiść będą zajmowały trochę większy procent pensji.
Po osiągnieciu efektu bazy (ceny żywności ) , inflacja przestanie tak szybko rosnąć.
Sabre / 2007-12-19 11:51 / Tysiącznik na forum
Jak pan sam zauważył, tania i wykwalifikowana siła robocza (czyli nasz atut), będą jeszcze długo tym atutem. Natomiast istnieje wiele innych "blokad" dla inwestycji w naszym kraju - jak chociażby nasz dług publiczny i rosnący deficyt w bilansie płatniczym. O innych elementach, takich jak biurokracja czy pozapłacowe koszty pracy, też należy wspomnieć. Działania właśnie w tych rejonach mogą zachęcić inwestorów. Czy chociażby ich uspokoić (jak w przypadku długu czy bilansu płatniczego)
Warto też zadać pytanie, czy tani zloty naprawdę by nam się opłacał? Oczywiście, byłby to duży plus dla naszego eksportu. Ale jednocześnie zakup nowoczesnych technologii byłby droższy. A największe transfery środków unijnych dopiero przed nami. Słabnący zloty to mniej tych środków.
Poza tym, wiele kredytów denominowanych (już przyznanych) stanowi naprawdę duże obciążenie dla przecież "taniej i wykwalifikowanej siły roboczej":)
P.S.
Banki teoretycznie, mimo podwyżki stóp procentowych, mogłyby spowodować obniżkę kosztów kredytów. Chociażby przez likwidację, czy tez obniżkę rezerw celowych - są to naprawdę ogromne kwoty pieniędzy blokowane na nieoprocentowanych kontach.
Herennius / 2007-12-19 11:26
A może inflację powinniśmy już wpisać na listę „oficjalnych plag”. Jak czytamy o inflacji pełne emocji teksty większości ekonomistów-komentatorów i dziennikarzy to ciarki przechodzą po plecach.
Pojawia się nagle, niczym grom z jasnego nieba. Inflacja starszy, niszczy, zabija nawet (na razie tylko gospodarkę), przeskakuje na kolejne dobra. Jeszcze do tego podstępnie wkrada się w nasze życie i toczy z ekonomistami inteligentną walkę. Po prostu skrzyżowanie Supermana ze Spidermanem i Batmanem, bo w Szatana już nikt nie wierzy.
Herennius / 2007-12-19 11:14
Właściwie to kolejny felieton Pana Wójcikowskiego, który odechciało mi się czytać już po kilku zdaniach. Autor znowu rozumie wzrost cen jako synonim inflacji (co niczego nie wyjaśnia), myli przyczynę ze skutkiem, a nawet wzrost płac (wzrostu kosztów więc) oskarża o wzrost cen (inflację). Twierdzenie: ceny rosną, ponieważ rosną koszty i płace, jest tak samo prawdziwe jak jego odwrotność. Koszty rosną, ponieważ rosną ceny. Autor nie bierze pod uwagę, że gdyby jego rozumowanie było w pełni poprawne (a jest błędnym kołem), to rosnące koszty i rosnące ceny byłyby istnie samonapędzającym się mechanizmem trwającym w nieskończoność, byłoby to inflacyjne błędne koło – po prostu. Byłoby – gdyby w rzeczywistości nie istniał czynnik pierwotnego w stosunku do wzrostu cen, wzrostu płac, wzrostu kosztów. Czyli - wzrost podaży pieniądza. Bez zwiększania podaży pieniądza (papierowego i elektronicznego) wzrost kosztów nie przeniesie się wprost na wzrost cen – wystarczy zapytać bankrutujące firmy.
Kisiel powiedziałby: „to nie kryzys – to rezultat”. Rezultat istnienia NBP, RPP, pieniądza fiducjarnego etc. Pozdrowienia dla kryjących się pod nickami: jliber i Marqus.
ZQW / 83.29.138.* / 2007-12-19 12:42
Mądry komentarz. Taki sam błąd ( utożsamianie inflacji ze wzrostem cen ) popełnił p. Balcerowicz w 2000 i 2001 roku. Wzrost cen spowodowany wzrostem kursu walut ( po spadku eksportu do Rosji i wzroście cen ropy była to naturalna reakcja dostosowująca popyt do podaży ) i wzrostem cen surowców energetycznych zamierzał zwalczyć podnosząc stopy procentowe.Udało mu się to - zahamował inflację podnosząc stopy procentowe do 22% p.a. , powodując masowe plajty i gigantyczne bezrobocie.Gdyby NIC nie robił - chwilowo waluty by poszły w górę , co nakręciłoby eksport , po czym kursy walut zaczęłyby spadać powodując też spadek inflacji , przy znacznie mniejszym bezrobociu i bez dziury Bauca. Dlatego też uważam za Miltonem Friedmanem , że bank centralny nie powinien ustalać stóp procentowych , ale jedynie skalę ekspansji monetarnej w następnym roku.
Martin24 / 87.205.251.* / 2007-12-19 14:12
Wysokość stóp procentowych wpływa na tempo wzrostu podaży pieniądza. To co zrobił Balcerowicz w 2000 roku podnosząc mocno stopy proc. spowodowało, że podaż pieniądza się ustabilizowała (przestała rosnąć) w 2000 roku, a później w latach kolejnych rosła bardzo wolno. W ciągu w zasadzie 1,5 roku inflacja spadła o prawie 10%. Wyszło by dokładnie na to samo, gdybyś zrobił tak jak mówi Friedman, czyli określił bardzo powolny wzrost podaży pieniądza na poziomie np 5% rocznie. Stopy na rynku ukształtowały by się też na bardzo wysokim poziomie. Właśnie to, że podaż pieniądza rosła w latach 2000-2002 w odpowiednim tempie do zachowania bardzo niskiej inflacji jest dowodem na to, że poziom stóp proc. był odpowiedni. Poza tym wtedy był nie tylko problem z inflacją, ale nawet dużo poważniejszy problem z bardzo dużym deficytem na rachunku obrotów bieżących. Polsce groził kryzys walutowy, który nie nastąpił właśnie dzięki tej restrykcyjnej polityce monetarnej.
Marqus / 79.187.251.* / 2007-12-19 15:16
w przypadku deficytu walut mylisz rezultat z przyczyną. Jest oczywiste, że w przypadku wolnego rynku walutowego , import MUSI zrównoważyć export, bo w końcu czym za niego zapłacić ?? resztę Twoich błędnych przemyśleń opisali Herrenius i ZQW (również pozdrowienia:) i warto to przeczytać jeszcze ze 2 razy.
ZQW / 83.29.138.* / 2007-12-19 22:12
Pozdrawiam również :) Friedman chciał do polityki pieniężnej ( choć nigdy się nie da tego wprowadzić do końca , bo pieniądz , a zwłaszcza papierowy , jest tworem państwowym ) wprowadzić element wolnej gry sił rynkowych .Stopy procentowe ustalałby sobie każdy bank prywatny z kolei banki wiedząc jaka będzie podaż pieniądza "licytowałyby się " o tę dodatkową podaż. System może nie idealny , ale nieco więcej rynkowy. Oczywiście stopa procentowa brana do różnych wskaźników ( np. odsetek ustawowych ) byłaby czymś na podobieństwo obecnego LIBOR-u , czy WIBOR-u . Leszek Balcerowicz wolał ( zarówno w roku 1990 jak i w roku 2000 ) ręczne sterowanie.
W obu wypadkach "przegiął" , dał zarobić obcemu kapitałowi spekulacyjnemu , doprowadził polskie firmy do dużych strat , ( być może to wszystko jednak niezamierzenie ) i przez wynikające z tego : dziurę budżetową i masowe bezrobocie doprowadził do władzy lewicę i populistów.O ile jednak w roku 1990 "przestrzelenie" kursu walutowego i stóp procentowych można było wytłumaczyć koniecznością np. zgromadzenia rezerw walutowych , to w roku 2000 i 2001 "przestrzelenie" stóp procentowych nic pozytywnego nie przyniosło. Chociaż do Balcerowicza jakoś zbytnich pretensji mieć nie można. Bądź , co bądź lepsi od niego "eksperci" z MFW stosując absurdalne rady doprowadzili do ruiny kilka krajów i dopiero przykład Argentyny ich czegoś ( być może ) nauczył. Chętnych na pobieranie u nich nauki
jakoś już nie widać.
Ojciec Rydzyk / 2007-12-19 11:04
Jedyne istotne, jak sądzę, zdanie powyższego tekstu to:
W dłuższym okresie stracimy dla inwestorów zagranicznych podstawowy nasz atut - tanią siłę roboczą o dość dobrych kwalifikacjach - i inwestycje przeniosą gdzie indziej.

Uściślijmy:kwalifikacja niższych od każdego kraju starej Unii, ale wyższych (na razie!) od Chin i Indii.

Śpijmy dalej. Dywagujmy o procentach, kształćmy ekonomistów, prawników, i innych specjalistów od przekładania papierków z biurka na biurko i obsługi grup ludzi składających pralki, samochody albo monitory, lub radzących w call centers idiotom w Stanach jak podłączyć wtyczkę komputera do gniazdka w ścianie.

Jak na razie, jeśli jakiś inteligentny, ale bujający w obłokach młody człowiek zostanie specjalistą w dziedzinie biologii molekularnej, to albo w Polsce będzie badać mocz w przychodni lekarskiej, albo wyjedzie za granicę i tam będzie pracować w wyuczonym zawodzie na konto zachodnich koncernów i innych państw.

Kiedy w Polsce będziemy mieć takie kłopoty, jakie mają Niemcy? Oni z Chinami nie konkurują. To Chiny usiłują ich dogonić. I gonią, tak jak Związek Radziecki gonił cywilizowany świat.

Pozostałe części tego felietonu, to aktualne w tym, przeterminowane w przyszłym tygodniu mało istotne przyczynki do bieżącej sytuacji ekonomicznej. Ot, w sam raz na rady dla niedouczonych giełdowych spekulantów.
mcseb / 81.210.9.* / 2007-12-19 10:09
Panie Rafale. Podsumowując Pański wywód należałoby go skrócić do kilku punktów:
1. Ograniczyć a nawet zlikwidować presję płacową - czyli w praktyce zamrozić płace na poziomie sprzed np. 3 lat na następne 30 lat.
2. Zdecydowanie ograniczyć dostępność kredytów dla 90% społeczeństwa a tych denominowanych w obcych walutach wogóle zakazać.

Wówczas rzeczywiście nasza gospodarka nokautowała by inne europejskie swoją konkurencyjnością. Inflacja byłaby na poziomie błędu statystycznego. Tylko jakoś tak by znacznie wzrósł ruch na granicach.
Panie Rafale. Apeluję o trochę kontaktu z rzeczywistością !
Floyd / 2007-12-19 10:26 / Tysiącznik na forum
Prawda czasami bywa okrutna choć nie zmienia to faktu, że jest prawdą.
A z tymi presjami płacowymi jest jak z pożarem na dyskotece. Większość ludzi ginie w wyniku wzajemnego zadeptania się bo każdy chciał by być pierwszy przy wyjściu. Ba, tylko kto chciałby być ostatni. :(
Mam nadzieję, że się nie zadepczemy w wyniku pogoni za godziwą płacą.
Marqus / 79.187.251.* / 2007-12-19 10:54
czy chcesz powiedzieć, że pkt 1 i 2 to prawda , czyli droga do sukcesu ???
jliber / 83.24.23.* / 2007-12-19 08:14
Współczesny neoliberalizm fetyszyzuje inflację i wzrost gospodarczy. Inflacja powinna być niska, bo to eksperymentalnie potwierdzone prowadzi do długo utrzymującego się wzrostu gospodarczego.
Ekonomiści, także z banku centralnego, wypatrują więc powodów w gospodarce które wpływają na wzrost cen, między innymi wzrost płac.
Tak naprawdę oczywiście dokładnie całą inflację powoduje sam bank centralny poprzez jego monopol na pieniądze i system częściowych rezerw, więc jest to lekka schizofrenia, ale daje zatrudnienie tysiącom ekonomistów ustawicznie "walczących" z czymś co sami tworzą, a Kowalski wierzy że taki Balcerowicz to zbawca ludzkości.
Te brednie że najważniejsze jest zwalczanie inflacji wykorzystują oczywiście socjaliści, którzy mają podatną glebę na swoje jeszcze gorsze "teorie" po tym jak neoliberałowie powiedzą już ludziom że wzrost ich płac jest czymś złym.
Dla odświerzenia umysłu polecam ekonomię austriacką, np www.mises.pl
MN3 / 80.51.231.* / 2007-12-19 08:28
Gdyby Balcerowicz nie wykorzystał Banku Centralnego do zdławienia inflacji, a zamiast tego zlikwidował Bank Centralny (albo go prywatyzował) byłoby lepiej, czy tak? O to ci chodzi?
@@@ / 195.90.107.* / 2007-12-19 11:08

a zamiast tego zlikwidował BankCentralny (albo go prywatyzował)

Oczywiscie ze byloby lepiej.
W USA bank centralny jest prywatny i tam jest dzieki temu "ameryka" :)
Marqus / 79.187.251.* / 2007-12-19 10:04
a czy to BC ustawowo podniósł odsetki od kredytów aby zebrać "nawis inflacyjny " i przy okazji zniszczyć kredytobiorców ???
acomitam / 83.25.211.* / 2007-12-20 06:26
Także podniósł oprocentowanie lokat i usztywnił kurs dolara, aby zachodni spekulanci mogli bez obaw obrabować polskie społeczeństwo. I to zrobili.
asdqdeqwew / 83.12.121.* / 2007-12-19 07:50
czy w zwiazku z tym zeby utrzymac tak oreferewona przez inwestorow zagranicznych konkurencyjnosc naszej gospodarki mamy na kilka pokolen zamrozic nasze place na poziomie wynagrodzenia chinskiego wiesniaka z prowincji shihuan?????
MN3 / 80.51.231.* / 2007-12-19 08:43
Kapitał, płace, to wszystko tylko pochodne wydajności pracy. Te pojęcia same w sobie nic nie znaczą i operowanie nimi ma sens ograniczony do opisu chwilowej sytuacji w układzie. Oddziałują na nas poprzez swoją wartość w danej chwili. Mam kapitał, mam pensję - jest dobrze (w tej chwili). Ale to nie jest jednoznaczne, że dobrze pracuję, albo że dobrze likuję kapitał (w tej chwili). Teoria gier, tak jak załatwiła Adama Smitha, tak załatwiła wszelkie pojęcia bezwzglęne. I tak, rzeczywiście niższa pensja może okazać się bardziej opłacalna niż wyższa pensja.
fgfg / 83.12.121.* / 2007-12-19 11:23
ja to rozumiem ze czasami lepiej dostac 700 zl pensji zamiast nie dostac nic ale jak przychodzi do placenia w markecie to kasjerki nie obchodza te wszystkie madre teorie tylko zada ode mnie fizycznej kasy
Marqus / 79.187.251.* / 2007-12-19 10:09
początek niezły, ale zakończenie lekko schizofreniczne 1. skoro pojecie jest bezwzględne to nie da się go "załatwić", bo to jakby asjomat. Jeśli tak nie jest - to NIE jest to pojęcie bezwzględne. 2 Wyjaśnij jakim cudem w danej chwili i warunkach obniżenie pensji może być korzystne - oczywiście dla tego co ją pobiera.
Yanco / 83.14.190.* / 2007-12-19 08:20
> podstawowy nasz atut - tanią siłę roboczą o dość dobrych kwalifikacjach
No, właśnie... Nasz, czyli czyj? Tych, co muszą tanio się sprzedawać? A jeśli to atut, to dlaczego tanio nie sprzedawać kapitału? A dlaczego dywidendy mają być wysokie -- przecież to koszt przedsiębiorstwa?
jliber / 83.24.23.* / 2007-12-19 08:04
To jest tylko takie neoliberalne zagubienie autora. To dlatego teorie Marksa są jedynie logicznym doprowadzeniem do końca błędnych teorii wartości opartej na pracy niby-liberalnego Adama Smitha. Zamiast przygłupwawego neoliberalizmu, polecam szkołę austriacką, np www.mises.pl
Floyd / 2007-12-19 10:14 / Tysiącznik na forum
Zapomniałeś wspomnieć o krzywej Laffera, co za niedopatrzenie. Jedną 'szkołę' austriacką już przeżyliśmy w latach 40 tych i wystarczy.
Mises? To dopiero jest ekonomia dla maluczkich, nawet nie trzeba studiować ekonomii (podobnie jak niejaki Mises) by ją pojąć. Ot, czysta polityka i tyle, choć przyznaję, że na jakiejś tam grupie ludzi robi wrażenie, ale to normalne.
Nawet najdziwaczniejsze teorie zawsze znajdują swych wyznawców.
acomitam / 83.25.211.* / 2007-12-20 06:29
Mises to ekonomia dla maluczkich? Szkoła chicagowska pewnie też, bo przecież na Misesie wyrosła. Pozostaje zatem Keyness, ze swoimi chorymi koncepcjami.
Marqus / 79.187.251.* / 2007-12-19 10:52
tak , najlepsze są te "teorie" , których nikt poza kastą ekonomistów - gęgaczy nikt nie rozumie.

Najnowsze wpisy