Fr.Skwarnicki
/ 194.181.106.* / 2007-05-29 16:43
Wydaje się, że sprowadzanie problemu strajków lekarzy do tezy,że stanowią one prostą reakcję na rządową walkę z korupcją jest uproszczeniem. Przypomnę, że problem poziomu płac w publicznej służbie zdrowia nie narodził się ani dziś ani wczoraj a w strajkowaniu do niedawna prym wiodły pielęgniarki. Kiedy zastrajkowali lekarze, wszyscy są zdziwieni i krzyczą, że to zwyrodniałe, skorumpowane i nadmiernie uprzywilejowane środowsko, nad którym unosi się duch korporacjonizmu. Korupcja wśród lekarzy dotyczy w gruncie rzeczy placówek klinicznych, świadczących wysoko specjalizowane usługi medyczne, i części kadry określanej jako "mafia profesorska". Trudno jakoś dopatrzeć się korupcji w prowicjonalnych przychodniach, w miejscowościach, gdzie na tacę daje się księdzu po 20 gr (są takie miejsca w kraju). O co, zgodnie z prawem mogą strajkować lekarze?O warunki pracy i płacy wyłącznie, bo już nie o kształt kolejnych reform służby zdrowia-strajk byłby wtedy uznany za polityczny, a więc nielegalny. Strajk o płace jest okazją do wyrażenia sprzeciwu wobec reform w rodzaju "krok do przodu, krok w bok, trzy kroki do tyłu". Do tego dochodzą niezbyt mądre spektakle organizowane przez władzę w słusznych być może sprawach (jak sprawa doktora G.). Lekarze, nie tylko ci źli ale i ci dobrzy, tracą zaufanie pacjentów, odbiera się im resztę godności okrzykując łapówkarzami i cynicznymi draniami. A co do ryzyka wykonywania zawodu-na tzw. Zachodzie zgoda pacjenta na operację, choćby w USA, to wielostronicowa deklaracja, zawierająca liczne klauzule wyłączające odpowiedzialność lekarza i szpitala za brak sukcesu. W Polsce chirurg, któremu pacjent umrze na stole jest praktycznie bezbronny wobec oskarżeń, stąd bardzo silny korporacjonizm i poczucie solidarności zawodowej. Jakoś nikogo nie dziwi, że "znana artystka estradowa" potrafi za dwugodzinny występ zażądać 100 tys. zł, a wysokiej klasy chirurg za 5-godzinną operację w klinice dostanie może 300 zł (i to przy założeniu, że zarabia 60 zł za godzinę). A jeśli Pan Premier jest tak bardzo przeciwny rozdawnictwu (co popieram), to powinien się baczniej przyjrzeć rosnącym wydatkom swojej administracji. Tak dla zasady.