alo234
/ 78.105.11.* / 2015-04-01 00:24
Prześledźmy wzrost PKB w Grecji rok do roku, korzystając z danych Index Mundi i Trading Economics. Widzimy, że od roku 1996, do przyjęcia euro w 2002, grecka gospodarka rozwijała się w stabilnym, średnim tempie 3.5% PKB. Krzywa nagle rośnie po roku 2002, po czym nurkuje w 2008. Dług publiczny, nigdy niemały, ok. 100% PKB, szybuje w górę jednak wcześniej - już w 2007 r.Sprawdźmy jak ten dług finansowano, śledząc oprocentowanie 10 letnich obligacji skarbu państwa. Od roku 1998 było ono mniej więcej stałe i wynosiło +/-5%. Po wprowadzeniu euro się niewiele zmieniło. I tutaj tkwi haczyk - od tej pory Grecy zaczęli płacić haracz na rzecz wierzycieli, skupujących państwowe obligacje. Wcześniej istniało ryzyko kursowe, dla którego Grecja płaciła ten, przyznać trzeba dość wysoki procent. Ale po przyjęciu euro to ryzyko zniknęło i skup greckich obligacji dawał nabywcy pewny zysk,dający 2% "górki" nad średnim oprocentowaniem depozytów w krajach zachodnich. O oprocentowaniu decydował tzw. rating. I tak, w 2010 roku Grecy zaczęli nagle płacić 20%, a w pewnej chwili nawet 40% za swój dług publiczny. W twardej walucie! Obecnie płacą 11.14%. Jasno widać, że de facto Grecy wypłacili już bankom co najmniej równoważność swojego zadłużenia. Grecja jest pełna niemieckich i francuskich supermarketów, obydwa kraje sprzedały też tam spore ilości broni, podaż euro wywołała boom na rynku samochodów i innych artykułów konsumpcyjnych. Nikt nie stracił. Poza Grekami, którzy są teraz w szponach międzynarodowej lichwy.