Sprawa jest dość prosta: to firmy zwolniły część pracowników zmuszając pozostałych do pracy w nierejestrowanych godzinach nadliczbowych, co jest tańsze niż zatrudnianie pracowników pracujących w normalnym wymiarze godzin. Osiągnęły dzięki temu obniżkę kosztów wzrost sprzedaży i wzrost obrotów. Zysku zaś nie osiągnęły albo wywiozły go z kraju. Oczywiście obroty w sprawozdaniach do GUS wzrosły zyski z CIT nie wzrosły, bo są sposoby na zmniejszenie podstawy opodatkowania przez transfer kosztów do spółek dominujących mających siedzibę w strefie euro oraz przez wzrost wynagrodzeń zarządów stąd wzrost dysproporcji pomiędzy średnią płacą, która wzrosła a dochodami z PIT, które zmalały, bo mniej jest płatników, więcej bezrobotnych to większe wypłaty zasiłków, dlatego mamy dysproporcję pomiędzy wzrostem gospodarczym a spadkiem zatrudnienia. Wzrost gospodarczy jest uzyskiwany przez większą eksploatację pracowników bojących się zwolnienia. A zyski firm są ukrywane przez sztuczny wzrost kosztów między innymi na samochody służbowe członków zarządów lub inne prywatne bonusy księgowane legalnie w koszty firmy.
Jeżeli najwięcej wzrosły płace tych osób które tylko jeden miesiąc płacą składki ZUS bo zarabiają miesięcznie więcej niż wynosi górny limit opłacania składek to niewiele jest dopływu składek z wzrostu średniej płacy. Bo wzrost wynagrodzenia prezesa z 100 tys. miesięcznie do 150 tys. nie powoduje ani jednej dodatkowej złotówki wpływów do ZUS. Ale średnia płaca w zakładzie tej spółki zatrudniającym 500 pracowników rośnie o 100zł miesięcznie. Podatek PIT pana prezesa nie wzrośnie w takim stopniu bo większość tego przyrostu to koszty firmy np. pobyty w hotelach na kosztownych „szkoleniach z zmian podatku PIT i
VAT w Polsce”, które firmy szkoleniowe organizują w Hajfie lub na Seszelach a nawet w Rio podczas karnawału.