sewerer
/ 80.48.115.* / 2011-07-08 14:46
Eksperci, którzy boją się ujawnić? Może ich jednak nie ma, albo wstydzą się ujawnić? Końcowy etap lotu składał się z podejścia, lądowania, kończącego się przyziemieniem i dobiegu. Podejście odbywało sie zgodnie z procedurą IFR (ang. Instrumental Flight Rules) , a więc do czasu przejścia na procedury VFR załoga nie dostała zgody na lądowanie, a jedynie na podejście (approach). Kontrolerzy wyraźnie to zaznaczyli, zezwalając na zniżanie do 100 metrów, co było minimalną wysokością podejścia bez widoczności pasa dla tego lotniska w tamtych warunkach. Załoga i tak nie powinna się do tej h zniżyć, gdyż jej minimum było wyższe (120 metrów) i to ono było decydujące i określające tzw. wysokość decyzji. Załoga zniża się do tej wysokości i jeśli na odległości 1800 metrów (na h nie mniejszej niż wspomniane 120 metrów) od progu pasa nie widzi pasa, odchodzi na następne zajście, staje w holdingu i czeka lub odlatuje na lotnisko zapasowe (ew. startu). Załoga tu-154M nie miała prawa, nie widząc pasa, nie meldując o tym kontrolerom i nie otrzymując od nich zezwolenia na lądowanie, zniżyć się ani o metr poniżej 120 metrów. Radiowysokościomierz, mierzący wysokość rzeczywistą od ziemi, nie służy do lądowania w TWA, gdy wysokościomierz barometryczny jest sprawny. Dla wysokościomierza barometrycznego obojętną jest nawet przepaść przed pasem, bo mierzy wysokość (odległość) od powierzchni izobarycznej na poziomie lotniska (pasa). Sztuczność mgły również nie ma znaczenia w przypadku, gdy załoga przestrzega minimów. Rozerwanie samolotu na 15 metrach nie powinno się zdarzyć, gdyż ten samolot na tak drastycznie małej wysokości we mgle nigdy nie powinien się znaleźć. Kontroler nie jest po to, by uczyć załogę techniki pilotowania, bo najczęściej nie jest pilotem, a poza tym nie ma takich uprawnień. Dlaczego nie pozwolił zatem lądować iłowi? Bo pełnił rolę Kierownika Lotów, a to funkcja wojskowa, przy której uprawnienia KL-a wzrastają. Ani nam, ani kontrolerom nie wolno było używać rosyjskich procedur wojskowych, bo od dawna nikt ich nie zna i nie trenuje. W związku z elementarnością błędu, błędu który znają i wiedzą jak reagować nań nawet lotnicze żółtodzioby, jawi się jedno pytanie; jak zmuszano (zmuszono) załogę do podjęcia tak ryzykownych działań. Komu zależało tak bardzo na lądowaniu we mgle, w której przy 2. NDB nie ląduje nawet najnowocześniejszy samolot świata? Załoga nie była wyszkolona, by lądować w tych warunkach? Jasne, że nie była wyszkolona! Powód? Na całym świecie nie szkoli się załóg w lądowaniach we mgle przy 2. NDB. Jeszcze jedno! Dlaczego Błasik był w kokpicie? Przecież jest to zabronione! Nie ma znaczenia kim on był! Kontrole przeprowadzane w czasie lotu powinny być udokumentowane i zaplanowane. A niby jaką kontrolę mógł przeprowadzać Błasik? Kiedy ostatni raz się zdarzyło, że tej rangi dowódca przeprowadzał jakąkolwiek kontrolę pilotów w locie?