Myślę, że wszystkie te ruchy to konsekwencja dwóch czynników. Po pierwsze, rząd zlekceważył wpływ kryzysu na Polskę. Cały ubiegły rok mieliśmy wyliczankę przyczyn, dla których nas on nie dotknie (solidne fundamenty, zdrowy system bankowy etc.), a wobec tego nie ma potrzeby niczego robić. Natomiast w momencie, gdy kryzys zaczął się pojawiać, objawiły się dobrze znane postawy polskiej administracji. Teoretycznie wie ona, że podatki w kryzysie należy poluzować, fundusze unijne lepiej absorbować, wspomagać firmy etc. Jednak, z drugiej strony, rząd musi się przecież wyżywić (składka na NFZ i niejasne sygnały o podwyżkach podatków, oficjalnych lub nie), nie można zbytnio upraszczać procedur, gdyż co to za petent, którego się nie przeczołga, i co to za resort, który pozbędzie się ulubionych programów. A pieniądze zawsze przecież można zgarnąć od podatników (świetnie to przecież zademonstrowały poprzednim razem rządy SLD - z podatkiem Belki i rozszerzoną bazą
VAT żyjemy do dziś). Pozostaje w tej sytuacji jeszcze tylko konieczność postawienia zasłony dymnej i stąd ten słynny plan zaoszczędzenia 17 miliardów.