Nie ma co dyskutować na tematy typu "co by było gdyby".
Jak na razie PiS wygrywa, ale to jeszcze może się zmienic, natomiast produkcyjne grupy społeczne, głównie drobni przedsiębiorcy, zyskali reprezentacje, której jak dotąd nie mieli (Nowa Prawica).
Natomiast przy bardzo dużej frekwencji, gdyby całe menelstwo poszło do urn, wybory wygralaby partia Janosika z Kwiczolem i Pyzdrą jako deputowanymi.
Bardzo dobrze, że większość nie głosuje.
Wiesz co w UK w dawnych czasach oznaczało sformuowanie *pot boiler*?
Schemat miał utrudnić głosowanie potencjalnym elementom roszczeniowym.
--
Komentarz wysłany ze strony mobilnej
http://m.money.pl/

Frekwencja akurat wcale nie odbiega od standardu. W Polsce ludzie raczej mało ochoczo chodzą na wybory. Najmniej chodzi na eurowybory i lokalne - ok. 20-25% (w poprzednich eurowyborach frekwencja była bardzo podobna), potem są parlamentarne - ok. 40-45% i na końcu prezydenckie - nieco ponad 50% (co dobitnie pokazuje, że ludzie zupełnie nie wiedzą jak jest ukształtowany ustrój w Polsce; najchętniej chodzą na wybory Prezydenta, który jest w naszym państwie raczej funkcją reprezentacyjną i mam najmniej "do powiedzenia" co do kształtu rozwoju kraju).