Dziwne ale wynika z tego, że zakładasz że każda inwestycja
związana jest z zakupem sprzęto tak jaby firmy zaczynało od
zera. Firmy budowlane i inne mają już sprzęt dla nich ważna
jest tania siła robocza.
...
Znowu nie zauważyłeś, że w kryzysie materiały budowlane
tanieją, teraz opłaca się remontować i nawet kurs na to nie
wpływa.
Nie każda inwestycja, ale spora część szczególnie tych większych. Czy uważasz, że w kraju w którym jest pareset km autostrad, parę stardionów jest dużo firm posiadających sprzęt potrzebny do ich budowania? Niby kiedy miały powstać i ten sprzęt kupić?
I dlaczego autostradę z Gdańska na południe buduje Skanska?
A materiały i surowce zgadza się, tanieją. Ale my żyjemy w kraju, w którym jest otwarty rynek.
Weźmy np ropę. Cena baryłki rok temu: 92 USD (220 PLN), dzisiaj 48 USD (165 PLN). Staniało? Staniało, super!
Ale Niemiec, Francuz płacił rok temu 62 EUR, dzisiaj płaci 37 EUR.
Czyli Polak (polska firma) płaci 75% tego co przed rokiem, niemiecka firma płaci 60% tego co przed rokiem. Ceny gazu są uzależnione od cen ropy.
To zgadnij, która firma (polska czy niemiecka) wychodzi na tym lepiej i jest w stanie zaproponować swoim klientom jeszcze niższe ceny produktów czy usług? I zgadnij, która rodzina zapłaci mniejszy rachunek za gaz i będzie mogła kupić nowe AGD od krajowego producenta i czyja żona będzie mogła pójść częściej do fryzjera czy kosmetyczki i czyje dziecko będzie miało zapewnioną lepszą edukację?
I ostatnie (najważniejsze w tym temacie pytanie) gdzie jest lepszy "klimat" do zakładania/rozwijania działalności? Tam gdzie ceny spadły o 40% czy tam gdzie spadły o 25%?
Jesteś chyba bankowcem, bo uważasz, że ludzie muszą cały czas
kupować.
Nie, jestem programistą i przez ostatnie kilka lat miałem okazję zetknąć się z wieloma polskimi i zagranicznymi firmami. I uważam, że TAK, firmy muszą cały czas kupować, wprowadzać unowocześnienia, zwiększać wydajność, inwestować w nowsze/lepsze rozwiązania. Jeżeli tego nie robią, zostają w tyle. A niestety za większość tych rzeczy płaci się w dolarze lub euro a nie złotym.
Ja już mam samochód sprzęt agd itp
No właśnie, to "JA" jest chyba podstawą Twoich wypowiedzi. Rozumiem, że wśród Twoich znajomych nie ma studentów, młodych małżeństw, które urządzają dopiero mieszkania itp. (Może warto to zmienić?)
Poza tym w "Twojej" Posce nie ma szkół, które wyposażają pracownie komputerowe, nie powstają nowe firmy, które muszą kupić choćby fax czy tel komórkowy. Ogólnie żyjesz w kraju mlekiem i miodem płynącym gdzie wszystko jest ustabilizowane, nic nie trzeba importować, gdzie sprzęt się nie psuje, producenci nie muszą konkurować z innymi producentami i zwiększać wydajności pracy, gdzie cena gazu i paliwa nie wpływa na cenę chleba, gdzie kurs waluty wpływa tylko na cenę wycieczek zagranicznych. I chyba jeszcze tylko brakuje zdania, że polska myśl technologiczna zdominowała cały świat. Nic tylko pogratulować.
Oprócz tego
co nadają w telewizji nie widzę innych objawów kryzysu.
To proponuję zapoznać się z danymi makroekonomicznymi, zobaczyć o ile wzrosło zadłużenie zagraniczne, bezrobocie, jak wzrost PKB się kurczy itd. Poza tym poczytać trochę gazet jak to firmy zwalniają ludzi, wstrzymują produkcję/inwestycje.
Sam
światowy kryzys minie pewnie szybciej niż zdążę go zauważyć
więc narazie cieszę się z niższych rat i oby tak dalej.
Obyś miał rację.
Mnie póki co kryzys też omija, ale to nie zmienia faktu, że nie zamierzam się cieszyć z tego, że za nowego laptopa zapłacę 500-1000zł więcej, że 70% kredytobiorców płaci lub będzie płacić wyższe raty, że właśnie upada lub podupada spora część eksporterów (opcje), a nowe firmy będą rodziły się w większych bólach niż było to jakiś czas temu z powodu taniej złotówki.
I absolutnie nie dam sobie wmówić, że bycie tanią siłą roboczą jest dla mnie, moich dzieci, rodziny, znajomych najlepszym co może nam się przytrafić :)
To wszystko tylko zwiększa dystans między nami a "zachodem".
Poza tym zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli nagle wielu ludzi straci pracę, mieszkanie czy dom, to prędzej czy później na mnie też się to odbije. Nawet jak sam nie stracę pracy, to jakiś zdesperowany kredytobiorca w CHF albo JPY zakosi mi samochód albo porfel :)
Pozdrawiam i radzę jednak trochę szerzej spojrzeć na sytuację niż tylko na wysokość raty kredytu.