Krzych
/ 2008-12-05 09:01
/
Płoteczka na forum
Gdy firmy produkcyjne zwalniają pracowników, nowe etaty dają centra usług, które dostają coraz więcej zadań.
"Puls Biznesu" pisał niedawno, że dzięki kryzysowi do Polski może trafić więcej niż dotąd centrów usług. To dlatego, że firmy szukają oszczędności, a najszybciej i najtaniej można je osiągnąć przenosząc część działalności do innych krajów lub firm. Gra jest warta świeczki, bo tylko istniejące już centra zatrudniają ponad 45,3 tys. osób. Co ciekawe, przybywa obszarów, które firmy wydzielają.
— W Polsce pojawił się już trend — mowa jest o kilku zagranicznych koncernach — na wydzielanie całego procesu zarzadzania zasobami ludzkimi (HR). Nasza spółka w Wielkiej Brytanii już to robi dla kilku klientów. Polega to na tym, że w firmie zostaje jedna osoba, najczęściej na szczeblu zarządu, odpowiedzialna za politykę zatrudnienia. Ocena wydajności czy proces rekrutacji jest zlecany zewnętrznej firmie — mówi Marek Wróbel z Randstad.
Twierdzi, że takie usługi oferują już dziś także firmy konsultingowe z tzw. wielkiej czwórki.
— I wszyscy intensywnie myślimy, co jeszcze zaproponować klientom, jak jeszcze mogą zoptymalizować działalność — przyznaje Marek Wróbel.
Wskazuje, że np. Nike to dziś tylko zarząd, sprzedaż i centrum RD. Z kolei Philips sprzedał m.in. łódzkie centrum usług wyspecjalizowanej firmie — Infosysowi.
Jednak część specjalistów podkreśla, że zanim wykorzystamy ten trend, koniecznie trzeba zmienić przepisy, które utrudniają wszelkie inwestycje.
— Koszmarem są regulacje dotyczące prawa pobytu i pozwoleń na pracę dla obcokrajowców spoza Europy. Moja kancelaria wynajmuje "staczy", którzy przez całą noc czekają w kolejce do urzędu. Pozwolenie jest ważne pół roku, ale już po dwóch miesiącach trzeba zaczynać proces przedłużania go. A przecież mamy XXI wiek i internet — podpowiada Olgierd Świerzewski, partner w kancelarii Łukowicz Świerzewski.
Wśród barier wymienia też przepisy o związkach zawodowych, elastyczności pracy oraz nastawienie urzędników.
— Mieliśmy inwestora, który spóźnił się do urzędu, a pani wyszła o 16.15 i nic ją nie obchodziło, że to ważna sprawa. Rozwiązaniem mogłaby być premia za ściągnięcie do miasta inwestora — sugeruje Olgierd Świerzewski.