SławekK64
/ 83.6.134.* / 2016-04-13 13:47
Ok. pod warunkiem, że jak kiedyś będą w szkole pracować 40 h tygodniowo.
Gdyby nauczyciele chcieli pracować 40 godzin W SZKOLE, to by zabrakło pomieszczeń, komputerów, papieru do xero i drukarek, książek w bibliotece itd. Imaginuj sobie, że wyjazd wuefisty z drużyną na zawody, to nie wczasy, tylko też jego praca. Podobnie jak wyjazd innego nauczyciela na wycieczkę. Przygotowanie szkolnej uroczystości, polegające na wyszukaniu materiałów, napisaniu scenariusza, zorganizowaniu prób, zmajstrowaniu scenografii, to też praca. I przygotowanie materiałów do ciekawej lekcji, przygotowanie sprawdzianów, ich sprawdzanie itd. I nasiadówy na radach, obowiązkowe szkolenia, spotkania z rodzicami, to też praca, jakbyś nie wiedział. Byłbym zapomniał o szkolnej kwitologii - nikomu niepotrzebnej, ale wymaganej przez kilka różnych instytucji. Gdybyś wiedział, ile kilogramów papierzysk musi wyprodukować wychowawca klasy, w zamian za dodatek wynoszący w moim przypadku 56 zł netto, to byś się zdziwił.
Kilka lat temu burmistrz zaopatrzył nas w karty czasu pracy, z instrukcją, co do niej można wpisać. Po dwóch miesiącach okazało się, że każdemu belfrowi wyszło w mojej szkole od 44 do 48 godzin pracy w tygodniu. Bez ściemy - wpisując tylko to, co władza pozwoliła. Niektórzy mieli w tym czasie konkursy przedmiotowe (ja np. dymałem z uczniem do stolicy i zajęło mi to czas od 8 rano do 20). Więc wyszło mi ponad 50 godzin.
Po 2 miesiącach ktoś mądry w UM zapoznał się z tymi wyliczeniami i zbladł, bo dotarło do niego, ze nauczyciele mogą wystąpić o zapłatę za nadliczbówki. I karty pracy zniknęły.
Zrozum: Ja bardzo chętnie poproszę o robotę od 8 do 16. Ale uwaga: o 16 walę drzwiami i wszystko mam koło pióra. Za rady, wywiadówki, wycieczki, uroczystości, konkursy, szkolenia itp. po tym terminie poproszę nadliczbówki. A zakład ma mi stworzyć warunki do pracy, czyli zapewnić miejsce do cichej pracy, dostęp do kompa, drukarki, internetu, do odpowiedniej literatury. Już to widzę...