Upodobanie Polaków do wieprzowiny nie słabnie. Rocznie zjada się jej w kraju blisko 40 kg na osobę. Dla porównania - w tym czasie statystyczny obywatel konsumuje niewiele ponad 2,5 kg wołowiny.
- Teoretycznie więc, wciąż są warunki do utrzymywania hodowli trzody chlewnej na poziome zbliżonym do tego, jaki mieliśmy, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Tymczasem od tego czasu pogłowie świń spadło z 18,5 mln sztuk do niespełna 9 mln obecnie - poinformował wiceprezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego UPEMI Krzysztof Borkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Byliśmy wtedy również eksporterem. Nasz boczek chętnie kupowali m.in. Koreańczycy. Dziś nic już z tego nie zostało. To Polska stała się rynkiem eksportowym wieprzowiny dla innych krajów. Polskie mięso przegrywa konkurencję m.in. z produktami hiszpańskimi - zaznaczył.
Zdaniem Borkowskiego, konsekwencją polityki handlowej stosowanej przez wielkie sieci handlowe, które sprowadzają tańszą wieprzowinę z innych krajów jest brak opłacalności produkcji w Polsce.
Według niego obecna zapaść w hodowli trzody to m.in. konsekwencja nieudolnej walki z ASF (afrykańskim pomorem świń). - Poprzednia ekipa popełniła wiele błędów - zamiast rozwiązywać problem, likwidowano stada. Zamiast eliminować chore dziki, zabijano i utylizowano zdrowe prosięta oraz dopłacano rolnikom do tego, żeby świń nie hodowali - argumentował.
Jak wskazał wiceszef UPEMI, w Polsce nie wprowadzono też w porę regionalizacji stref ASF, tak więc po stwierdzeniu ogniska zarazy, z eksportu wieprzowiny eliminowany był od razu cały kraj, a nie tylko ten dotknięty pomorem region.
W efekcie hodowla się załamała i będzie bardzo trudno ją odbudować, szczególnie na wschodzie Polski, gdzie w pierwszej kolejności upadło wiele gospodarstw. Dziś stoją tam puste chlewnie. Wypłacono rolnikom dopłaty za likwidację hodowli, a dziś nie mają nic - alarmuje Borkowski.
Zdaniem Krzysztofa Borkowskiego polska produkcja wymaga wsparcia, które powinno objąć zarówno wielkie hodowle, jak również mniejsze gospodarstwa, ponieważ potrzebny jest też rozwój mniejszej, wysokojakościowej produkcji lokalnej. Dodał przy tym, że niezbędne jest jednak zapewnienie możliwości zbytu tych produktów.
- Obecnie nie ma go gdzie sprzedać, bo sieci zamiast lepszego i droższego produktu lokalnego wolą położyć na półce tańszy produkt globalny. Są jednak kraje, które sobie z tym poradziły i potrafiono tam nakłonić sklepy do tego, by włączyły produkty lokalne do oferty - przekonywał.
"Skończmy z dowolną interpretacją prawa budowlanego"
Jak dodał, środki finansowe nie powinny być przeznaczane na dopłaty, bo jak stwierdził jest to "przejadanie" środków. Zamiast tego należy przeznaczyć pieniądze na budowanie silnych gospodarstw i konkurencyjnych zakładów przetwórczych, w których niezbędne są inwestycje w automatyzację i robotyzację procesów technologicznych.
Jak zapewnił przedstawiciel UPEMI, niektóre sprawy można załatwić bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Wymienił tu przeniesienie środków z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na cele związane z innowacyjną gospodarką rolną.
- Należy też skończyć z interpretowaniem przepisów prawa budowlanego przez każdy powiat po swojemu, co powoduje piętrzenie przeszkód np. w budowaniu biogazowni. Gdyby były jasne plany zagospodarowania przestrzennego nie dochodziłoby do sytuacji, kiedy ci co budują osiedle, konfliktują się z tymi, którzy chcą postawić chlewnię czy oborę - dodał.
Odzyskanie przez Polskę pozycji eksportera będzie z kolei wymagało - jak zaznaczył wiceprezes UPEMI - wspólnego działania branży mięsnej i rządu. - Do zbudowania silnej polskiej marki za granicą niezbędne będzie zaangażowanie wszystkich resortów i samego premiera. Podam przykład: skoro kupujemy za miliardy uzbrojenie od Koreańczyków, powinniśmy też z nimi rozmawiać o dostępie naszych produktów do ich rynku - podsumował Borkowski.